– Jest wina, nie ma winnych. Chcę tylko, by starosta uderzył się w pierś i powiedział „moja kulpa”. To słowa Dariusza Grzebieniuka, mieszkańca wsi Myje, które padły podczas 66. sesji Rady Powiatu Ostrzeszowskiego. Przez kilkanaście lat walczył z budowniczymi ciągu pieszo rowerowego, którego budowa oparta na błędnych planach przez trzy lata zalewała mu posesję. Siedem lat toczyła się sprawa o zadośćuczynienie przed Sądem Rejonowym w Ostrzeszowie. Wreszcie wiosną tego roku sąd uznał rację poszkodowanego. Wyrok sądu stał się motywem skargi, jaką D. Grzebieniuk złożył na Starostę Ostrzeszowskiego. Radni jednak nie kwapili się orzec, czy skarga jest zasadna, czy niezasadna – znaleźli „trzecią drogę”.
– Jest wina, ale nie ma winnych, wszystko się rozmyło, a starosta ostrzeszowski wszystkich broni jak lew. Zawsze twierdził, że pan Grzebieniuk sam jest sobie winien, sam się zalewa, a jego roszczenia są bezpodstawne – mówił poszkodowany jeszcze przed rozpoczęciem debaty w tej sprawie. – Przez 4-5 lat, jeszcze w trakcie budowy ciągu pieszo-rowerowego w Myjach składałem różne wnioski dotyczące tej inwestycji i zawsze uważano je za bezzasadne. Wzdłuż mojej posesji był rów, który zbierał wodę z drogi i z pól. Budując chodnik rów zlikwidowano, a zamontowano skrzynki rozsączające, które zgodnie z rozporządzeniem ministra można stawiać tylko przy domowych oczyszczalniach ścieków i na parkingach. A we wsi Myje zastosowano je jako odwodnienie. Ponadto na mojej posesji zainstalowano dwie rury 160 mm, celem wyprowadzenia wody z dwóch km ciągu pieszo-rowerowego, która wpływała na przed mój dom. Przez trzy lata byłem zalewany. Dostałem tylko część odszkodowań, bo starosta wydał decyzję administracyjną, że jestem sam sobie winien tego, że mnie zalewa. Jeśli taka decyzja została wydana, to nie dziwię się ubezpieczycielowi, że dalszych odszkodowań nie wypłacił. W 2016 r. sprawę skierowałem do sądu, który po siedmiu latach, w kwietniu 2023 r. wydał korzystny dla mnie wyrok. Ta skarga nie dotyczy żadnych wielkich rzeczy, ani odszkodowania, domagam się tylko, aby starosta – tak, jak za dawnych czasów – dokonał samokrytyki i przyznał, że Zarząd Powiatu jest w tej sprawie winny.
Tak jeszcze przed przystąpieniem do rozpatrzenia skargi mówił Dariusz Grzebieniuk, którego skarga na Starostę Ostrzeszowskiego złożona została 24 kwietnia br. Tymczasem decyzją Rady, na wniosek Komisji Skarg, Wniosków i Petycji, radni w ogóle nie mieli wypowiadać się o zasadności tej skargi, tylko postanowiono przekazać ją Ministrowi Rozwoju i Technologii. Tak się bowiem, trochę niefortunnie złożyło, że…
„17.10.2023 r. do Starostwa Powiatowego w Ostrzeszowie wpłynęło pismo Ministra Rozwoju i Technologii, informujące, że w przedmiotowej sprawie prowadzone jest postępowanie odwoławcze w sprawie decyzji Wojewody Wielkopolskiego z dn. 27.05.2022 r., orzekającej o odmowie stwierdzenia nieważności decyzji Starosty Ostrzeszowskiego nr 616/2/2009 z 13 października 2009 r. o zezwoleniu na realizację inwestycji drogowej pn. „Budowa ciągu pieszo-rowerowego przy drodze powiatowej 5574P Mikstat-Ostrzeszów, odcinek Myje-Potaśnia i Potaśnia-Ostrzeszów w zakresie działki nr 120, obręb Myje.”
To fragment uzasadnienia do ustawy, z którym radnych zapoznał przewodniczący Rady Powiatu – Tomasz Maciejewski. W zakończeniu czytamy: „Skarga w swojej treści zawiera zarzuty dotyczące działania organu. Przedmiotową skargę powinien więc rozpoznać organ prowadzący postępowanie administracyjne obejmujące swoim zakresem przedmiot skargi”.
Z takim postawieniem sprawy nie godził się radny Stanisław Hemmerling. W długim wystąpieniu uzasadniał, że to przecież decyzje starosty wpłynęły na to, co działo się z posesją mieszkańca wsi Myje i to właśnie radni powinni zdecydować o uznaniu skargi na starostę za zasadną bądź nie.
– Błędem jest stwierdzenie powołujące się na fakt, że w tej sprawie prowadzone jest postępowanie odwoławcze w sprawie decyzji Wojewody Wielkopolskiego – mówił radny. (…) – Nas interesuje sama decyzja starosty, a nie to, czy wojewoda odmówił stwierdzenia nieważności decyzji podjętej przez starostę – jak sam stwierdził – z rażącym naruszeniem prawa.
Te działania na szkodę mieszkańców wsi Myje i powiatu radny uznał za sedno tej sprawy. Zaś do komisji Skarg apelował: – Wreszcie przestańcie zamiatać wszystko pod dywan. Wojewodą zajmie się minister, a starostą musimy my!
Padały mocne oskarżenia pod adresem starosty, jego współpracowników. Była mowa o błędach, a nawet o sabotażu gospodarczym i błazeńskim postępowaniu ówczesnej Rady Powiatu. Dostało się też wojewodzie M. Zielińskiemu, który wprawdzie napisał, że decyzja o rozpoczęciu budowy ciągu pieszo-rowerowego została podjęta z rażącym naruszeniem prawa, ale tę decyzję podtrzymał. A wszystko w myśl zasady – ręka rękę myje.
– Zwracam się do was wszystkich, do waszych sumień – apelował radny, nakreślając przebieg 10-letnich zmagań p. Grzebieniuka w walce o sprawiedliwość. Poza wołaniem do sumień, mówił też o wymiernych kosztach finansowych, które powiat poniósł z racji popełnionych błędów, płacąc za kłamliwą ekspertyzę wydaną przez stronniczego biegłego, za naprawy inwestycyjne i jako koszty postępowania sądowego.
Sam poszkodowany Dariusz Grzebieniuk, rozpoczął od wyjaśnienia na czym polegał jego wniosek do ministerstwa – chodziło o uchylenie decyzji starosty, a potem wojewody, tylko w małym zakresie.
– Wojewoda stwierdził rażące naruszenie prawa, Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego przekazał sprawę do Sądu Dyscyplinarnego. Sąd Dyscyplinarny na kilku stronach stwierdził, że to, co zrobili geodeci jest karygodne. Z kolei Wojewoda umorzył postępowania. Powołując się na pismo Ministra Rozwoju i Technologii należało skontaktować się z ministerstwem – przekonywał Grzebieniuk. – To jest działanie pozorowane. Ja nie chcę ukrzyżować pana starosty. Jedynie chcę, żeby pan starosta przeprowadził przed Radą samokrytykę i żeby w końcu dotarło do pana starosty, że żałuje, że popełnił błąd. Teraz chcę spojrzeć tej Radzie w oczy, każdemu i wszystkim razem, bo wielu z was było w tamtych latach w Radzie i odrzucało moje kolejne skargi. W mojej sprawie jednoznacznie winę ponosi Zarząd Powiatu, a jego przewodniczącym jest starosta. Nikt z członków zarządu nie miał własnego zdania, czyli powszechna dyktatura. Tutaj chodzi też o to, żeby do pana starosty dotarło, że źle postąpił w tej sprawie, klepnął się w pierś i powiedział „moja kulpa”.
– Jeśli obywatel nie może sobie z czymś poradzić, na to jest samorząd, żeby mu pomógł. Tak, jak mówi Kodeks Postępowania Administracyjnego. KPA dla pana starosty i wszystkich urzędników powinien być świętością, jak dla katolika 10 przykazań.
Starosta Lecha Janicki przedstawił swój punkt widzenia na konflikt tlący się od około 2010 r. Wspomniał o sporym odszkodowaniu (ponad 60 tys. zł), jakie p. Grzebieniuk otrzymał i o przebudowie ciągu pieszo rowerowego w okolicy posesji p. Grzebieniuka.
– Problem jeszcze polega na tym, że różnimy się z oceną stanowisk w kwestiach odszkodowawczych. Nie chodzi o to, żeby starosta z ówczesną panią dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg uderzył się w piersi. Tyle tylko, że jest to kwestia nie tylko satysfakcji obydwu stron załatwienia sprawy.
Mówiąc to starosta dał do zrozumienia, że nie wchodzą w grę kolejne pieniądze.
– Dla nas poziom rekompensaty jaki miał miejsce dotąd, jest wystarczający w stosunku do zarzutów, które nam zostały postawione przy budowie ciągu w 2012 r.
Temat odszkodowań drążyła radna K. Sikora. W sumie, ze starostwa i od ubezpieczycieli mieszkaniec wsi Myje otrzymał 120 tys. zł.
– Nie jest prawdą, że pan starosta tak z własnej woli wykonał przebudowę tego ciągu. Dopiero dyrektor Zarządu Wód nakazał Starostwu do 30 grudnia 2016 r. wykonanie odwodnienia. I to zostało zrobione, a wcześniej jeszcze burmistrz miasta i gminy nakazał panu staroście wykonanie odwodnienia na moim terenie. To co zrobiło starostwo, to była zbrodnia przeciw melioracji – przekonywał Grzebieniuk.
O wykonanych inwestycjach mówił kierownik Wydziału Zarządzania Drogami Powiatowymi – Wiesław Dombek. Stwierdził, że ta sprawa jest już zakończona. Podobnego zdania był też D. Grzebieniuk, przy okazji wysoko ocenił współpracę z kierownikiem Dombkiem.
– Wszyscy muszą wiedzieć, że sąd w Ostrzeszowie orzekł, że projekt był wadliwy – mówił Adam Grzyb. Tłumaczył też założenia prawne, które wymuszają skierowanie skargi tam, gdzie w tej sprawie toczy się postępowanie – w tym przypadku do ministerstwa. Tym bardziej, że postępowanie toczy się tam na wniosek samego poszkodowanego.
– Rozbieżność poglądów na pewne tematy, zwłaszcza, jeśli dotykają one mocno strony finansowej, może mieć miejsce. To nie jest przejaw arogancji czy lekceważenia problemów – mówił L. Janicki, zwracając się pojednawczo do D. Grzebieniuka.
Niestety, ta ponad godzinna sesyjna debata i tak skończyła się awanturą. Ostatnie słowo chciał mieć do powiedzenia radny S. Hemmerling, lecz przewodniczący T. Maciejewski, który rozpoczął już procedurę głosowania, na to nie pozwolił. Radny wprawdzie wykrzyczał, co chciał powiedzieć, ale czy tak musiała się kończyć debata, która dotąd była nad wyraz merytoryczna?
W głosowaniu 14 radnych było za uznaniem Rady Powiatu za organ niewłaściwy do rozpatrzenia skargi na starostę ostrzeszowskiego, jeden wstrzymał się od głosu, a radni Stanisław Hemmerling i Małgorzata Staniszewska nie wzięli udziału w głosowaniu. Ich zdaniem pytanie (zgodnie z wolą kierującego skargę) powinno brzmieć – czy skarga na starostę jest zasadna, czy nie?
Szkoda, że takich pytań tu nie postawiono „wykręcając się” kruczkami prawnymi. Bo trudno nie zgodzić się z głosem, który padł w dyskusji, że minister jest od rozliczenia wojewody, a nie starosty. Opinię na jego temat w tej sprawie powinni orzec radni, ale… czegoś zabrakło.
K. Juszczak