poniedziałek, 1 lipca 2024, 11:21

Sklep MOTOZBYT zakończył działalność

Już kilka pokoleń mieszkańców Ostrzeszowa przywykło do tego, że przy ul. Sikorskiego, naprzeciw figury Matki Bożej, znajduje się sklep motoryzacyjny. Istnieje on w tym miejscu od maja 1983 r., czyli właśnie minęło 40 lat. Niestety, jubileuszu nikt nie będzie świętował, bowiem z ostatnim dniem maja sklep zakończył swoją działalność. Wiadomo, że trudno dziś małym, rodzinnym sklepikom konkurować z wielkimi salonami motoryzacyjnymi, dużymi marketami, których coraz więcej nawet na wioskach. Do tego dochodzi sprzedaż przez Internet, która kładzie handel, i to nie tylko ten mały, rodzinny…

W takich sytuacjach, gdy coś przemija i nie mamy wpływu na to, aby zatrzymać to, co było dobre, z czym zżyliśmy się przez lata – najlepiej pogodzić się z faktem, że „idzie nowe”, a w pamięci i sercu zachować piękną historię dawnych miejsc i ludzi. Tak też chcemy uczynić, wspominając ten kultowy już sklep motoryzacyjny i miejsce, w którym funkcjonował. A jest ono uświęcone tradycją handlową sięgającą lat międzywojennych.

Zacznijmy jednak od sklepu motoryzacyjnego, czyli od roku 1983, kiedy w tym miejscu otwarty został sklep państwowej firmy POLMOZBYT. Przemiany, następujące w początkach lat 90. zachęciły pracującego w tamtym sklepie młodego mechanika – Grzegorza Kempskiego, by zacząć prowadzić sprzedaż na własny rachunek. Stało się to w 1991 r. i odtąd sklep funkcjonował już pod nazwą MOTOZBYT.

O tym jak to wyglądało rozmawiam z panem Grzegorzem Kempskim, który przez 40 lat prowadził tutaj sklep.

Co wówczas można było u Pana kupić?

– Na początku sprzedawaliśmy dużo polskich motorowerów – jawki, simsony… Można było kupić opony do samochodów, nawet do samochodów ciężarowych, choć to przede wszystkim jeszcze w czasach Polmozbytu. Z początku był taki „grubszy” sprzęt motoryzacyjny. Potem, tak, jak zmieniała się gospodarka, zaczęło pojawiać się coraz więcej drobnych akcesoriów. Padł zakład produkujący WSK, żadna inna firma nie podjęła produkcji jednośladów, zaczęto je sprowadzać z Chin, ale te motory już tu nie sprzedawaliśmy. Lecz istniała jeszcze produkcja małych fiatów i w naszym sklepie można było bardzo dobrze zaopatrzyć się w części do tego samochodu. Praktycznie wszystko do Fiata 126 p można było tu kupić. W tamtych latach brakowało wielu rzeczy, ale nie części do malucha – w „Motozbycie” można było kupić niemal wszystko, a potem złożyć sobie samochód. Wielu tak robiło, a później rejestrowało swój pojazd. Kupić Fiata 126 p nie było łatwo, były przedpłaty, kolejki… Ale jak ktoś potrafił, mógł „skonstruować” własny samochód.

Można żartem powiedzieć, że sklep „Motozbyt” stał się swego rodzaju manufakturą dzięki której zostało „wyprodukowanych” parę samochodów.

– Potem, gdy otwarły się rynki zagraniczne i coraz więcej Polaków kupowało zachodnie pojazdy, trzeba było ściągać części również do tych samochodów.

Zatem na brak klientów nie można było narzekać…

– W sklepie pracowało 3-4 ludzi i pracy nie brakowało. Teraz zostałem sam. W ostatnich latach wiele części sprowadzało się pod zamówienie klienta. Nie byliśmy w stanie trzymać wszystkiego na miejscu, bo to nie hurtownia.

Czy nie żal Panu rozstawać się z tym miejscem?

– Trochę smutno. Przez rok biłem się z myślami, rozważałem co robić, w końcu zdecydowaliśmy, że trzeba będzie sklep zamknąć, zlikwidować. Nie ma zysku, wręcz odwrotnie – coraz większe straty powstawały i ekonomia okazała się nieubłagana.

A czy jest pomysł na zagospodarowanie tego lokalu?

– To nie jest nasz lokal, dzierżawiliśmy go od państwa Janulków i bardzo dziękuję im za życzliwość, jaką doświadczyliśmy przez te 40 lat. Prowadząc ten sklep byłem świadkiem dorastania kolejnych pokoleń właścicieli. Najpierw byli państwo Sobczakowie, potem ich dzieci, wnuki, a teraz prawnuki. Bardzo jesteśmy zżyci z ich rodziną. Tym bardziej trudno mi to wszystko zostawić, ale tę moją decyzję przyjęli ze zrozumieniem.

O przyszłość lokalu pytałem nie bez przyczyny, bo jest to miejsce historyczne, które zapisało się w dziejach miasta, przez wiele dziesięcioleci.

– Przed 1984 r. była tu piwiarnia, którą prowadził pan Wacław Sobczak razem z panią Ulką, swoją żoną. W sklepie również panowała rodzinna atmosfera, nic dziwnego, bo oprócz mnie, najwięcej przebywała w nim moja mama oraz pani Jolanta Gendera, której również dziękuję za współpracę.

Kiedyś to tu można było pod sklepem zatrzymać się samochodem. Parking jest dość blisko, lecz starsi klienci nie korzystają z płatnego parkingu. Nie tak dawno przyjechał dostawca i przywiózł 10 ciężkich akumulatorów. Wjechał na chodnik, zatrzymał się jak najbliżej sklepu, żeby 30 kg akumulatory nie dźwigać z parkingu, to nasza straż miejska „wykasowała” gościa – żadnego zrozumienia.

Ale nie chciałbym rozstawać się z jakimś żalem w sercu. Dziękuję wszystkim klientom, którzy na przestrzeni tych 40 lat odwiedzali nasz sklep, dokonywali zakupów. Jak tylko mogliśmy zawsze staraliśmy się im pomóc, doradzić, sprowadzić poszukiwany towar. Na pewno będzie przykro, kiedy zdarzy mi się przechodzić obok pustego już lokalu. W końcu tyle lat życia tutaj zostawiłem…

Dziękujemy za te wspomnienia, a także za miłą współpracę – wszak przez kilkanaście lat w sklepie był sprzedawany także „Czas Ostrzeszowski”. Życzymy Panu, Panie Grzegorzu zdrowia i realizacji dalszych życiowych planów.

***

Jak już zostało wspomniane w trakcie rozmowy, w miejscu, gdzie od 1983 r. znajdowały się kolejne sklepy motoryzacyjne, już wcześniej kwitł handel i gastronomia. Jeszcze w czasach międzywojennych znajdował się tutaj lokal restauracyjny. Zaraz po zakończeniu wojny restauracja ponownie otwarła swe podwoje. Jej szefową i właścicielką lokalu była pani Anna Sobczak. Niestety, prywatny biznes nie był mile widziany przez władze komunistyczne, które w 1948 r. nakazały zamknięcie lokalu. Przez kilka lat znajdowała się w tym miejscu Rzemieślnicza Spółdzielnia Pracy Krawców, co potwierdza szyld uwieczniony na jednym ze zdjęć pokazujących dom państwa Sobczaków w latach 50. Z nową siłą miejsce to rozkwitło po przemianach politycznych w 1956 r. Wówczas to syn pani Anny – Wacław Sobczak otworzył restaurację – piwiarnię, cieszącą się dużym powodzeniem i dobrą opinią. Był to lokal „z klasą”, a jego dodatkowy atut stanowił… telewizor, co na przełomie lat 50. i 60. było nie lada atrakcją. Pan Wacław prowadził ten lokal razem z żoną Urszulą.

Dodajmy, że Wacław Sobczak cieszył się wielką sympatią i szacunkiem wśród mieszkańców Ostrzeszowa – także za swoją bohaterską przeszłość wojenną.

Cóż, przemijają pokolenia, ludzie… Także „kultowe” dla miasta miejsca ulegają upływowi czasu. Może jednak znowu powstanie tutaj coś, co następne pokolenia również będą z nostalgią wspominać. Tego życzę mieszkańcom Ostrzeszowa.

K. Juszczak

Zdjęcia archiwalne pochodzą z portalu DZIEJE OSTRZESZOWA, prowadzonego przez pana Grzegorza Kuśnierczyka.

Reklama
Reklama

Ogłoszenia

ogłoszenia o pracę

Teksty płatne