piątek, 3 maja 2024, 12:12

Niepozorna Pani z księgarni

Pamiętacie jeszcze księgarnię państwa Janiszewskich, która przez dziesięciolecia stanowiła stały element ostrzeszowskiego miasta?

Państwa Janiszewskich nikomu przedstawiać nie trzeba, szczególnie pana Grzegorza. Ze swoim podejściem do klientów zapadł w pamięć wielu pokoleniom ostrzeszowian.

Jednak w ostatnich latach swojego istnienia na księgarskim pokładzie pojawiła się nowa postać. Niepozorna, raczej cicha i spokojna, niczym szczególnym niewyróżniająca się z tłumu.

Można rzec: pani zza lady. Miła i kompetentna, ale na pewno nie osoba, którą poznasz spotykając na ulicy, w innej sytuacji.

W tym czasie istniała jeszcze kawiarnia Filiżanka, w której dość często bywałem z moimi córeczkami. Miejsce szczególne na mapie ostrzeszowskiej gastronomii. To tam, we wspólnym gronie, czas spędzali ludzie pracujący, rodzice i emeryci. I mimo dziecięcego gwaru, dobiegającego z sali zabaw to wszystko działało w wielkiej symbiozie.

Jako że mam pamięć do twarzy, i nawet jeśli od razu nie określę gdzie i kiedy kogoś spotkałem, to wiem, widząc kogoś na ulicy, że mieliśmy okazję już się spotkać.

Tak więc we wspomnianej Filiżance kilkukrotnie spotkałem „panią z księgarni”.

„Pani z księgarni” zawsze z mężem, może chłopakiem (wtedy nie wiedziałem), często spędzała tam czas. Wtedy miało to swój urok. Wokół gwar bawiących się dzieci i młodzi ludzie, znajdujący czas dla siebie, by spędzić wspólnie kilka chwil poza domem, na rozmowie przy kawie bądź herbacie.

I tu historia mogłaby się zakończyć. Zwykła obserwacja świata i jakieś kołaczące się w głowie spostrzeżenia.

Wtedy nawet nie wiedziałem, jak „pani z księgarni” ma na imię, ba gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że będziemy razem pracować, to bym pewno wybuchnął gromkim śmiechem.

Życie pisze jednak swoje scenariusze, czasem tak przewrotne, że nawet ludzka wyobraźnia nie obejmuje tego, co może się stać.

Dlaczego dziś o tym piszę?

Ponieważ dokładnie dziś, 9 lutego, mija rok, jak Anna Owczarek trafiła do redakcji „Czasu Ostrzeszowskiego”.

To było blisko 3 tygodnie wcześniej, zanim pojawiłem się w redakcji, więc ten okres znam tylko z opowieści samej „pani z księgarni” oraz Krzysia i pana Jacka.

Podobno było trudno i bardzo dynamicznie, i ja w to wierzę, zwłaszcza gdy przypomnę sobie moje pierwsze redakcyjne potyczki.

Opowiem więc, jak było później, kiedy „pani z księgarni” stała się po prostu Anią.

Zawsze preferowałem zwracanie się do siebie po imieniu, więc natychmiastowo w redakcji były same Krzysie, Sebki, Anie i Tomki. Uważam, że wszelkie formułki „szefie”, „naczelny”, „proszę pana”, to zwykłe słowa i wcale nie są równoważnikiem szacunku i zależności służbowych.

Zresztą wyobraźcie sobie, że w tak małej redakcji, zwracamy się do siebie, per „pani Aniu”

„pani redaktor”.

To aż ciężko się pisze!

No dobra, więc było tak.

Ania okazała się tak naprawdę odwrotnością cichej „pani z księgarni”. Istny żywioł. Szatan w żeńskim przebraniu.

Do dziś pamiętam potyczki słowne pomiędzy Anią i Krzysiem czy też Robertem. Mnie również wielokrotnie spotkała przyjemność wymiany poglądów i spostrzeżeń. Czasem było tak dynamicznie, że postronny obserwator mógł odnieść wrażenie, że zaraz emocję będą kipieć i tylko czekać na wybuch złości z którejś ze stron.

I to był i jest atut naszej redakcji, że dużo ze sobą rozmawiamy i wymieniamy się poglądami, zbijamy swoje racje wzajemnie, to coś co nas wzbogaca i poszerza nasze horyzonty.

A Ania znakomicie się w tej roli odnajduje.

Wspomnijcie tylko o książkach, ekologii czy prawach kobiet, Ania z miejsca wytoczy ciężkie działa w obronie swoich ideałów i racji, w które wierzy. Na pewno nie pozostanie biernym słuchaczem, z całą swoją energią włączy się do rozmowy by zaprezentować swój światopogląd.

Po jakimś czasie poukładaliśmy sobie redakcyjne zależności i obowiązki, tak że wszyscy wiedzieli co do nich należy. Bo przecież nie tylko rozmawialiśmy, praca to w końcu podstawa.

Całość redakcyjnych działań koordynowała Ania.

Śmiało mogę powiedzieć, że moja redakcyjna koleżanka to taka szara eminencja wykonująca tytaniczną pracę, której wielu z was nie dostrzega gołym okiem. Zapewniam was jednak, że ogrom tej pracy, często anonimowej i nie dostrzegalnej, aczkolwiek oczywistej, jest wręcz nieokreślony. To jak z odwieczną dyskusją, czy gospodyni domowa pracuje?

Tak jest też z Anią. Jest i ogarnia wszystko i wszystkich.

Czy z Anią dobrze nam się pracuje?

Wytrzymaliśmy rok i jeszcze żyjemy. To oczywiście żart.

Ania o znakomity koordynator wszelkich działań redakcyjnych, i nawet jeśli pozornie może się wydawać, że dowodzi, to ma jedną bardzo ważną cechę. Nie podważa decyzji przełożonego, a raczej wspiera i uzupełnia. Dlatego jest bardzo dobrym współpracownikiem.

O sukcesach w karate nie będę się rozpisywał. Są faktem i jestem przekonany, że będzie ich jeszcze więcej. A cała nasze społeczność będzie dumna z tak utalentowanej dziewczyny.

I jeszcze jednego jestem pewny.

O Ani usłyszycie jeszcze niejeden raz. Jestem przekonany, że zapał, jaki w sobie posiada, wykorzysta w najlepszy sposób, tak jak tylko ona to potrafi.

I niech Was nie zmyli cicha „pani z księgarni”. Teraz to już Ania, sympatyczna i pełna życia „pani z gazety”.

Aniu, redakcyjnie trzymamy kciuki za Ciebie i Twoje plany. Za dalszy rozwój w „Czasie Ostrzeszowskim”, za konsekwencję w realizacji nowych przedsięwzięć.

Tomasz Pach

Redaktor Naczelny

Reklama
Reklama

Ogłoszenia

ogłoszenia o pracę

Teksty płatne