Reklama

czwartek, 21 listopada 2024, 19:56

Słońce też wschodzi

Są takie sprawy, o których nie rozmawiamy chętnie – podatki, co wypada, a co nie wypada, śmierć kogoś bliskiego, wojny, relacje. Czasami, kiedy już ktoś podejmie ten temat niechętnie (lub właśnie zbyt chętnie) wypowiadamy swoje zdanie, co staje się później zarzewiem gorącej dyskusji, a czasami i kłótni.

            Są również sprawy, o których dyskutujemy nader chętnie: związki innych ludzi, zarobki, praca, zdrowie i nieudolność systemu. Polityka. Często trudno o spotkanie rodzinne czy ze znajomymi, na którym nie zostaną poruszone najświeższe wydarzenia ze świata i kraju, a nad stołem z kawą lub obiadem przerzucamy się memami, obśmiewającymi aktualne problemy.

            Niektóre memy – te śmieszne obrazki z uszczypliwym komentarzem – to już niestety tylko śmiech przez łzy. Inaczej nie potrafimy. Bo jak komentować trudną rzeczywistość, w której żyjemy, jak rozmawiać ze spokojem o problemach toczących nasze społeczeństwa? Inaczej już nie potrafimy. Albo otwiera nam się nóż w kieszeni, albo nie przyjmujemy do wiadomości, że ktoś nie tyle może mieć inne zdanie, ale po prostu wiedzę. Wiedzę, w której twarde dane pokazują, jak źle jest i ile błędów popełniamy. No i rozwiązania – poparte badaniami, dowodami, wiedzą?

Źródło: Ośrodek Dystrybucji Prestiżu i Pogardy, 2023.

            Komentujemy nasze życie za pomocą viralowych rolek na TikToku i Instagramie, tworzymy memy wyśmiewające poczynania polityków, dziwne sytuacje, które nas spotykają, absurdy społeczne. Przesyłamy sobie komiksy wykonane przez pana Andrzeja z andrzejrysyje.pl, śmiejemy ze „storisków z Make Life Harder”, obśmiewamy rzeczywistość jak tylko możemy, bo na co dzień towarzyszy nam jedno, spychane w głąb umysłu i duszy (czy co kto tam akurat w sercu ma) uczucie. Uczucie, którego bardzo nie chcemy czuć.

            Tym uczuciem jest rozpacz. Bezsilność. 

Żałoba, jak po stracie kogoś bliskiego.

            Dawniej do komentowania rzeczywistości służyła człowiekowi sztuka. I chociaż nie zawsze rozumiemy obrazy, które powstały już kilka stuleci temu, bo nie posiadamy odpowiedniej wiedzy czy kontekstu, tak ta współczesna porusza czułe struny w naszych jestestwach. Jest aż zbyt trafna, zwłaszcza kiedy okazuje się, że może być trochę prorocza czy zza zasłony historii komentować sytuację, w której znaleźliśmy się obecnie.

            Kiedy zupełnie przypadkiem natknęłam się na Instagramie na zdjęcie instalacji The Weather Project, którą Olafur Eliasson wykonał w 2003 roku w Turbine Hall of Tate Modern, pomyślałam sobie, że dzieło to doskonale ilustruje moje odczucia związane z katastrofą klimatyczną.

The Weather Project, 2003, Turbine Hall.

Wielkie, rozgrzane do białości słońce, niebo zasnute pomarańczowym dymem, wszystko wskazujące na to, że rozciągające się poniżej miasto spieczone jest śmiertelnym żarem, a ludzie, który znaleźli się akurat na ulicy padli jak muchy. To niebo, to słońce i żar przypominały mi z jednej strony piekło jakie sami sobie gotujemy (czas teraźniejszy zamierzony), z drugiej – przywodziły na myśl niedawne, wiosenne pożary w Kanadzie i apokaliptycznie wyglądający Manhattan, zasnuty dymem, który wiejący wówczas wiatr zepchnął nad, ukochany przez tak wielu, Nowy Jork.

Jakie było moje zaskoczenie, gdy – zaciekawiona – doczytałam w odkrytym przypadkiem instagramowym wpisie, że cała instalacja wykonana została w 2003 roku. 

Miałam wówczas 13 lat, a świat, w którym żyłam w ogóle nie przypominał tego, w jakim przyszło mi funkcjonować obecnie: debata na temat globalnego ocieplenia czy szeroko pojętej zmiany klimatu toczyła się cicho, raczej wśród naukowców, w kuluarach, a nie na salonach światowej sceny politycznej. Nikt – a przynajmniej mam takie przekonanie, kiedy patrzę na tamte lata z perspektywy czasu – wtedy nie myślał o blackoutach, odnawialnych źródłach energii, o zanieczyszczeniu wody mikroplastikiem czy wymierających masowo owadach (oczywiście znajdą się tacy, którzy będą zaprzeczać temu ostatniemu, bo co roku latem komary przypuszczają zmasowany atak na nasze ciała, a ilość dziwnie wyglądających błonkoskrzydłych sprawia, że bardziej jesteśmy przekonani o ich mutacji, niż wymieraniu). 

Nikt nie myślał o tym, że samochody na naszych drogach będą częściowo lub całkowicie zelektryfikowane. Ale nikt też zbytnio nie myślał o tym, że większość naszego wolnego czasu będziemy spędzać wpatrzeni w ekran smartfona – dotykowy, kolorowy, przypominający bardziej miniaturowy komputer niż telefon.

Świat tak bardzo się zmienił – informacje docierają do nas prawie z prędkością światła, nawet jeśli nie zawsze są sprawdzone. Coraz częściej słyszymy o ekstremalnych zjawiskach pogodowych, jakie pojawiają się na całym świecie i próbujemy wmówić sobie, że „kiedyś też tak było, tylko nie było Internetu, więc o tym nie wiedzieliśmy”.

Zawieszone w Turbine Hall olbrzymie słońce jeszcze w 2003 roku dawało londyńczykom wytchnienie w ponury zimowy dzień. Teraz przypomina bardziej o padających rekordach temperatur. 

– Będzie to nie tylko najcieplejszy lipiec, ale także najcieplejszy miesiąc pod względem bezwzględnej średniej globalnej temperatury. Być może będziemy musieli cofnąć się o tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy lat, aby znaleźć podobnie ciepłe warunki na naszej planecie – stwierdza dr Karen Haustein, klimatolog z Uniwersytetu w Lipsku.

Naukowcy są zgodni: 2023 rok (zauważcie, 20 lat po tym jak w Turbine Hall pojawił się The Weather Project) to póki co najcieplejszy rok w historii pomiarów. Nawet jeśli pogoda w naszym mieście na to nie wskazuje; klimat mylimy z pogodą, a średnie temperatury na świecie z tymi bardziej lokalnymi i codziennymi, dane i fakty nie kłamią: średnia globalna temperatura wzrosła już o 1,2 st. Celsjusza w stosunku do 1850 roku. A będzie jeszcze cieplej.

Bo średnia temperatura 1,2 st. Celsjusza wyższa nie oznacza, że jeśli 25 lipca 1850 roku odnotowano w Ostrzeszowie 28 stopni, to 25 lipca tego roku termometr może wskazać 29,2. To, niestety, tak nie działa, chociaż byłoby świetnie, gdyby właśnie tak było. 

Mielibyśmy więcej czasu, który biegnie nieubłaganie.

Na Sardynii odnotowano 48,2 stopnia. Chiny – 52.2 stopnia. W Phoenix w Arizonie 21 dni z temperatura powyżej 43 stopni.

Pożary w Kanadzie nie były przecież jedyne. Co i rusz docierają do nas informacje o pożarach w Hiszpanii, czy we Włoszech. Postępująca susza sprawia, że coraz częściej mamy do czynienia z blackoutami, a przestarzała infrastruktura energetyczna nie poprawia sytuacji.

Nowy Jork zasnuty dymem z pożarów w Kanadzie, 2023.

W poprzednich latach z ogniem walczyła Turcja, Chorwacja, Szwecja, Stany Zjednoczone. Grecja prosi inne kraje o pomoc niczym Gondor wzywający pomocy z Rohanu. Wróg w postaci śmiertelnego ognia dociera go bram Aten. 

Świat płonie.

Tymczasem zamiast sadzić drzewa – wycinamy te coraz starsze i coraz większe.

Zamiast obejmować ochroną kolejne cenne obszary torfowisk i bagien, rząd chce przeprowadzać przez Biebrzę dwie drogi ekspresowe.

Zamiast planować zmiany w przestrzeni publicznej tak, by dawały ludziom ochłodę i upragniony cień, kolejne samorządy równają swoje zielone rynki z ziemią by z uporem maniaka betonować całe place, stawiać kurtynki wodne i biadolić, gdy ktoś po raz kolejny zrobi performance ze smażeniem jajecznicy przed ratuszem.

Ale przynajmniej będzie z tego dobra rolka na Instagrama.

Mówi się, że zaakceptowanie prawdy przez człowieka przebiega w pięciu stadiach, a są to kolejno: zaprzeczenie, gniew, negocjacje, depresja i akceptacja.

Z zaakceptowaniem prawdy o zmianach klimatu jest podobnie. Większość ludzi stara się w ogóle o tym nie myśleć i zaprzecza istnieniu problemu. Inni radzą sobie z tym faktem poprzez stwierdzenie, że „kiedy przyjdzie co do czego to mnie już nie będzie na tym świecie” albo „no jakoś to będzie”. Boimy się rozmawiać o tym, z jakimi wyzwaniami mierzymy się jako ludzkość i wolimy je obśmiać memami. Nadzieja w końcu umiera przedostatnia. 

Dłużej przeżywa tylko czarny humor.

Część polityków woli schować głowę w piasek i stwierdzić, że ocieplenie o 2 stopnie to żaden problem, bo „przecież będzie tylko o dwa stopnie cieplej”. Ale wszyscy wiemy, że tak to nie działa.

Rok wyborczy to nie tylko zwiększone działania na rzecz rozwoju infrastruktury, inwestycje w naprawę dróg czy termomodernizację budynków użyteczności publicznej. Oczywiście, że te rzeczy są ważne – mają bezpośredni wpływ na jakość naszego życia. Szpital czy żłobek przekładają się bezpośrednio na komfort opieki medycznej czy fakt, że kobieta po urodzeniu dziecka może szybciej wrócić na rynek pracy.

Ale niezależnie od tego, czy jakaś partia da nam 500, 800, czy nawet 1000+ za to, że jesteśmy rodzicami, nic to nie zmieni, gdy nasze dzieci będą żyć w świecie, w którym brak wody, prąd jest „wydzielany” niczym żywność na kartki za PRLu, a każdy dzień jest walką o przetrwanie. 

Polityka społeczna to nie tylko dbanie o to, by żyło nam się lepiej, ale też o to, byśmy mieli GDZIE żyć. 

Podobnie jak świat z 2003 roku nie jest tym, w którym żyjemy teraz, tak i myślenie o tym, by było „jak dawniej” jest drogą do nikąd. Jako ludzie musieliśmy się zaadaptować i przystosować, rozwinąć i nauczyć życia ze smartfonami, inteligentnymi domami czy samochodem, w którym więcej jest elektroniki niż części, które możemy sami naprawić. I do dynamicznie zmieniającego się klimatu również będziemy musieli się przystosować.

A w roku, gdzie politycy dbają tylko o to, by w potencjalnym wyborcom rzucić odpowiednio dużo „kiełbasy wyborczej” zapytanie o to „jak wygląda wasza polityka klimatyczna?” to wyraz troski o przyszłość naszych dzieci.

W tym roku pogoda wyjątkowo oszczędza Ostrzeszów i nasze okolice – od czasu do czasu popada, nie możemy też narzekać na brak wody w kranie. A mimo to nieustannie słyszymy wyjące syreny czy sygnał wozu strażackiego, bo znów gdzieś się pali. Zdjęcia samolotu Dromader zrzucającego wodę na płonące poszycie lasu wywołuje sensację i ciekawość. Film z płonącego na polach zboża wzbudza niepokój, ale przecież pożar został ugaszony i szybko o tym zapominamy. Apele o oszczędzanie wody? „Wolnoć Tomku w swoim domku”!

A co, jeśli właśnie tak na co dzień miałaby wygadać nasza rzeczywistość?

Odkręcasz kran, z którego nie leci woda.

Zza okna widzisz zasnuwający horyzont dym i myślisz o tym, czy trzeba będzie się ewakuować już dziś, czy może jednak dopiero jutro. 

Na Facebooku zamiast relacji z wakacji od bliskich znajomych widzisz apele, by nie korzystać z urządzeń elektrycznych bez potrzeby, ograniczyć używanie klimatyzacji, a z wody z beczkowozu korzystać tylko do celów bytowych.

My jeszcze mamy wodę w kranie. Jeszcze możemy podlewać nasze zielone trawniki. I żyjemy w regionie, gdzie (póki co) nie grożą nam olbrzymie pożary czy gryzący, zasnuwający niebo dym. Ale nie mamy gwarancji, że kiedyś właśnie tak będzie wyglądała nasza rzeczywistość. To nie jest pytanie o to „Czy…?” ale „Kiedy…?”

Instalacja The Weather Project nigdy nie była tak prawdziwa, jak teraz. 

Decyzje, które podejmujemy przy urnach mają bezpośredni wpływ nie tylko na nas, ale też na świat, w którym żyjemy. To od nas zależy czy polityka klimatyczna będzie też polityka społeczną.

My nie odczujemy tego tak, jak nasze dzieci i wnuki.

Nie zostawiamy naszym dzieciom świata w spadku.

My żyjemy na kredyt.

Kredyt, który zaciągamy u naszych dzieci.

Anna Owczarek

Reklama
Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Ogłoszenia

Już dziś kup najnowszy numer!

ogłoszenia o pracę

Teksty płatne

Ogłoszenia