Niezadowoleni pacjenci, źle potraktowani przez lekarzy, nie należą do rzadkości. Najczęściej „dostaje się” lekarzom szpitala i pogotowia. Tym razem sprawa dotyczy lekarza rodzinnego jednej z przychodni w naszym powiecie. Pacjent tej przychodni przyszedł w ubiegłym tygodniu do redakcji i opowiedział swoją historię.
– Jeszcze w zeszłym roku byłem u lekarza rodzinnego. Poszedłem tam z przeziębieniem i bólem gardła. Lekarka stwierdziła, że zapisze mi antybiotyk. Wszystko byłoby szybko i sprawnie, gdyby w gabinecie nie zjawił się kierownik przychodni, również lekarz. Powiedział, że skieruje mnie na test covidowy. Odparłem, że się tam nie wybieram i żadnego testu nie będę robił. Jeszcze przy innych ludziach wykrzyczałem mu, że to co robi jest bezprawne. Doktor postanowił mnie „ukarać”, więc wbił do systemu, że mam wykonać test i na drugi dzień zjawiła się u mnie na podwórku policja. Poinformowali mnie, że jestem na kwarantannie. Odrzekłem, że nie interesuje mnie to… Policjanci powiedzieli, że jak opuszczę miejsce zamieszkania, zgłoszą mnie do sanepidu. Pojechali i już więcej nie pokazali się u mnie. Czy byłem chory na koronawirusa, czy przeziębiony, tego nie wiem. Przeszło…
To działo się jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia. Krótko po Nowym Roku znów poszedłem do lekarza, bo potrzebowałem badania USG. Moja lekarka rodzinna wypisała skierowanie – okazało się, że pierwszy wolny termin, to 16 lutego. Jakoś wytrwałem te półtora miesiąca…
Znowu musiałem zmierzyć się ze wspomnianym wcześniej panem doktorem. Gburowato zapytał „co chcę”. Bardzo był niezadowolony z faktu, że będzie musiał specjalnie dla mnie uruchomić urządzenie USG. Gdy już mieliśmy wchodzić do gabinetu, odwrócił się i pyta, czy jestem zaszczepiony.
– Nie, i nie zamierzam się szczepić – odpowiedziałem.
Zauważyłem, że się zirytował. Usiadł przy komputerze i mówi, że nie zrobi mi badania, bo kieruje mnie na testy do Ostrzeszowa. Powiedziałem, że się nigdzie nie wybieram, bo z jakiej racji – nie miałem żadnych dolegliwości ani objawów. Jak się zdenerwował, przy wszystkich pacjentach zaczął sypać przekleństwami. Też nie pozostawałem dłużny. A skoro każdy z nas pozostał przy swoim, badań USG pan doktor mi nie zrobił, choć miałem ważne skierowanie. Za to znowu wpisał mnie do systemu i groził wizytami policji. Policja tym razem ani razu się u mnie nie zjawiła. Ale moja wizyta i tak zakończyła się awanturą – wygarnąłem doktorowi, co myślę o jego praktykach, pytając na koniec, czy gdybym przyszedł prywatnie, też stawiałby tak absurdalne żądania. Przyrzekłem sobie, że wypisuję się z tego ośrodka, na szczęście są jeszcze normalni lekarze w okolicy.
Sprawę skierowałem do Rzecznika Praw Pacjenta. Bo dla mnie jest skandalem, że półtora miesiąca czekam na badania USG, przychodzę z ważnym skierowaniem, a lekarz, który ma te badania zrobić, który ma mnie leczyć, zamiast tego szuka u mnie covida.
*
Wiele wskazuje na to, że tzw. pandemia powoli odchodzi – oby na zawsze. Niestety, w tym czasie obowiązywały pewne obostrzenia, również dotyczące pacjentów i lekarzy. Jedni podchodzili do tego bardziej „na luzie”, inni egzekwowali każde zarządzenie narzucone przez sanepid i Ministerstwo Zdrowia. I pewnie każda ze stron ma swoje racje. Ale jedno powinno być nadrzędne – zdrowie pacjenta i leczenie go przede wszystkim na to, na co się skarży, na co choruje (często od dawna) – na serce, nerki, płuca, chorobę nowotworową… To są sprawy dla tego pacjenta najważniejsze, decydujące często o jego życiu. W takich sytuacjach lekarz powinien bezwzględnie wykonać badania, na które pacjent ma skierowanie. Wszak szczepienie przeciw covidowi nie było w naszym kraju obowiązkowe, a każdy lekarz, jeśli obawiał się o własne zdrowie, miał chyba możliwość wykonania badania przy odpowiednim zabezpieczeniu.
Niestety, czas pandemii wywrócił dobre obyczaje panujące na linii lekarz-pacjent, a co gorsze, pozmieniał też u niektórych lekarzy hierarchię ważności, która zawsze przy leczeniu pacjenta powinna obowiązywać.
K.J.