Ostatnio trafił do naszej redakcji list od czytelniczki, która dość niemiło wspomina konfrontację ze Strażą Miejską. Sprawa dotyczy dość spornej kwestii załatwiania przez naszych pupili ich podstawowych potrzeb. Że po pieskach sprzątać trzeba, to wie każdy właściciel. Ale co zrobić, kiedy psie odchody już zniknęły w glebie? Poniżej publikujemy list w całości.
—
Ostrzeszowska Straż Miejska zeszła na „psy”.
Chodzi o psy sikające w parku Jana Pawła II. Rozumiem – właściciel nie sprzątający kupy po swoim pupilu może być ukarany, ale jak wytłumaczyć psu, że nie może sikać, bo jest zakaz?
Jaki zakaz, na jakiej podstawie?
To właściwie, dla kogo jest park? Dla wandali wyrywających ławki, dla śmieciarzy, którzy zaśmiecają teren w parku i nie tylko? Dla pijaków „ucztujących” pod chmurką?
Oj, panowie strażnicy, skupcie się na zwracaniu uwagi na wandali, a nie straszcie emerytki, starszej osoby, mandatem 400 zł za sikającego psa. Pies tej pani jest już stary i schorowany i nie będzie odbywał dalekich spacerów dla zrobienia siku tam, gdzie panowie chcą!
A propos ten wybieg dla psów to dla takich małych, typu chihuahua? Mój pies np. nie lubi tam zaglądać.
Gdyby panowie strażnicy mieli psy wiedzieliby, że pies sika, bo znaczy teren.
Panowie! Trochę empatii dla starych, i nie tylko starych, psów i ich opiekunów.
Z poważaniem,
Seniorka „z pupilem”
(imię i nazwisko do wiadomości redakcji)
——-
Nieoficjalnie udało nam się potwierdzić, że takie interwencje mają miejsce. Zdarza się, że nasi strażnicy miejscy zwracają uwagę właścicielom, którzy wychodzą na spacer do miejskich parków. Czy Waszym zdaniem oburzenie czytelniczki jest uzasadnione? Może Straż Miejska jest przewrażliwiona?
A może takie interwencje są właściwe i potrzebne? Czy to tylko kwestia kultury i dbałości o wspólną przestrzeń? Czy miejska zieleń jest przeznaczona do takich celów?
A może park dla psów nie spełnia swoich podstawowych funkcji?
Redakcja