Temat parków nieustannie powraca na łamy „Czasu” (jest poruszany niemal co tydzień). Tym razem jednak nie chodzi o niszczenie ławek czy o fontannę w parku miejskim (która wreszcie zaczęła pryskać cieniutkimi strużkami wody).
O tym, że są w mieście również inne „zielone” miejsca, przypomniał czytelnik, który napisał m.in.:
– Kilka miesięcy wcześniej czytałem, jak Patryk Jędrowiak – burmistrz Ostrzeszowa, z dumą nadmienia o modernizacji parku koło policji. Napisałem mu, by najpierw zmobilizował swoich pracowników np. z „promocji miasta”, aby promowali i dbali o to, co już mamy – np. park im. Karola Wojtyły (Jana Pawła II – przyp. red.), a nie wydawał nasze pieniądze na kolejne bezcelowe lanie betonu. W kolejnym parku, koło szkoły zawodowej i baru Piccolo (…) zielsko zasłaniające fontannę (nieczynną oczywiście) rośnie jak na łące. Czy w tym urzędzie i działach powołanych do promocji miasta są osoby, które się tym zajmują z urzędu, czy tylko z tytułu nazwy referatu? Aby budować, czy też przebudowywać stare, w pierwszej kolejności należy się zatroszczyć o to, co jest.
Zgadzamy się z tą opinią mieszkańca miasta, dlatego jego krytyczne uwagi przekazaliśmy burmistrzowi Ostrzeszowa.
– Ogródki Dymka nie należą do nas, lecz do parafii farnej – odpowiada burmistrz Patryk Jędrowiak. – Od ponad roku prowadzimy rozmowy z księdzem proboszczem, żeby w jakiejś formie – czy to zamiany, czy to użyczenia – przejąć ten teren. Mamy też pomysł na to miejsce – jak je ożywić, przybliżyć mieszkańcom, lecz dopóki nie będziemy mieli żadnego prawa do władania tym terenem, nie możemy w niego inwestować. Też zależy nam na tym, żeby to miejsce odzyskało swój blask. Teraz jest niebezpieczne i trudno tam organizować jakiekolwiek wydarzenia, czy spotkania w ramach dzielnicy. Myślę, że w przyszłości zajmiemy się tym terenem, choć w pierwszej kolejności chcemy zmodernizować place i skwery, które należą już do miasta, czyli park Kosynierów i tereny łąk Hęćkowych.
*
Rozumiem, że czas świetności ogródków dawno przeminął. Z opowieści osób wcześniej urodzonych wiem, że przed wojną było to ważne miejsce zabaw, z którego korzystała młodzież katolicka i harcerze. Ale przecież jeszcze kilka, no może 15 lat temu, też odbywały się tu festyny, organizowane głównie przez parafię farną (lecz nie tylko). Posprzątano teren, wykoszono trawy i chwasty i można było się bawić. Teraz najwidoczniej nikt nie ma do tego głowy. Przecież mieszkańcy nie oczekują cudów. Wystarczy, by ktoś pozbierał śmieci, puszki po piwie, butelki… Najwyższy czas usunąć zardzewiałe huśtawki, pamiętające epokę Gierka. Teraz korzystanie z nich może być dla dzieci bardzo niebezpieczne. Podobnie ma się rzecz z porozwalanymi ławkami, stojącymi blisko wejścia. Jeśli mają tam siadać tylko fani mocnych trunków, to może lepiej te ławki w ogóle usunąć?
Pozostaje jeszcze rampa. Przed około 15 laty było to miejsce „kultowe” dla grupy młodzieży, a hałas jaki przy tych zabawach powstawał, nie dawał spać mieszkańcom pobliskich domów. Dziś młodzież z tych urządzeń – przestarzałych i pogiętych, już nie korzysta. Zainstalowało je miasto, więc raczej urząd powinien też coś z tym fantem zrobić. Reszta jednak jest w gestii właściciela, czyli parafii. Nikt nie oczekuje remontu znajdujących się tam urządzeń, chodzi tylko o bieżącą pielęgnację tego terenu.
Z wypowiedzi burmistrza wynika, że od roku trwają „na najwyższym szczeblu” rozmowy dotyczące praw własności i przyszłości tego miejsca. Rozmowy trwają, trawy rosną, śmieci przybywa, a piękny ongiś plac zabaw jest i tak we władaniu… kilku panów pijących piwo. A wszystko dzieje się nieopodal figury Matki Boskiej, na ogródkach dumnie noszących imię bpa Walentego Dymka.
Może czas już zakończyć te „rozmowy” i podjąć męskie decyzje satysfakcjonujące wszystkich?
K.J.