Otrzymać tytuł profesorski u progu swej kariery naukowej to nie lada osiągnięcie. Przed czterdziestką udaje się to bardzo nielicznym – wybitnie zdolnym i wyjątkowo pracowitym. W tym gronie jest od niedawna pochodzący z Ostrzeszowa, 37-letni prof. Tomasz Trzciński.
Od kiedy jest Pan profesorem i jakiego rodzaju tytuł profesorski Pan otrzymał?
– Są dwa rodzaje tytułów profesorskich: profesor i profesor uczelni. Profesorem uczelni można zostać już ze stopniem naukowym doktora habilitowanego, zaś tytuł naukowy profesora, czyli najwyższy stopień naukowy będący zwieńczeniem kariery naukowej, jest nadawany przez prezydenta. Kiedyś istniały rozróżnienia na profesora zwyczajnego i nadzwyczajnego, nadawanego tradycyjnie doktorom habilitowanym. Dziś w to miejsce mamy tytuł profesora uczelni, zaś profesor zwyczajny stał się po prostu profesorem. Ten tytuł profesorski musi nadać prezydent. Dokumenty związane z awansem składałem w październiku ubiegłego roku. Zostały one zrecenzowane przez grono naukowe – pięcioro recenzentów, też profesorów tytularnych wypowiada się nt. dorobku naukowego takiego kandydata na profesora. W wyniku ich prac i skierowanej do prezydenta uchwały Rady Doskonałości Naukowej, 29 lipca br. prezydent Andrzej Duda podpisał nominację. Od tego dnia formalnie jestem profesorem. Zaś list informujący o tej nominacji otrzymałem w minionym tygodniu.
Nie było wręczenia nominacji profesorskiej w belwederze?
– Takie wręczenie się odbędzie, lecz pandemia spowodowała duże opóźnienie w tym względzie. Ilość oczekujących w kolejce profesorów, jak też ograniczone możliwości prezydenta, sprawiają, że ten proces jest przesunięty w czasie. Najprawdopodobniej to już nie ten prezydent, tylko kolejny będzie wręczał mi nominację profesorską. Większość tych tytułów jest uzyskiwana pod koniec kariery naukowej, jako jej zwieńczenie. Moim wewnętrznym celem było zrealizowanie tego przed czterdziestką, co też udało mi się osiągnąć.
No właśnie – profesor kojarzy się nam jako dostojny pan z brodą, w okularach, taki trochę mędrzec, tymczasem Pan jest jednym z najmłodszych z tym tytułem.
– Mam dokładnie 37 lat, może nie jestem młodym, lecz młodszy niż standardowo. Rzeczywiście liczba osób mających mniej niż 40 lat z tytułem profesorskim wynosi maksymalnie kilkunastu. W tym gronie jest także mój kolega z klasy w I LO – Błażej Wróbel, który niedawno otrzymał tytuł profesorski w dziedzinie matematyki. Nowa ustawa podzieliła naukę na dziedzinę nauk ścisłych, humanistycznych i inżynieryjno-technicznych, w których się specjalizuję. Te dziedziny mają swoje dyscypliny naukowe. W moim przypadku to jest informatyka techniczna i telekomunikacja.
Czy uzyskanie tytułu profesorskiego wiąże się z wcześniejszą habilitacją doktorską?
– Żeby uzyskać tytuł profesora, to w pierwszej kolejności trzeba mieć tytuł doktora habilitowanego, a nadto tytuł doktora. Tytuł doktora uzyskałem w Szwajcarii, na Politechnice w Lozannie w 2014 r. Potem wróciłem do Polski i tu kontynuowałem karierę naukową. W 2020 r. uzyskałem stopień doktora habilitowanego i teraz ten finalny tytuł naukowy profesora nauk inżynieryjno-technicznych, w dyscyplinie informatyka technicznego.
Jeśli w tak młodym wieku jest Pan profesorem, to rodzi się pytanie, co jeszcze w dziedzinie naukowej może Pan osiągnąć?
– To prawda, że tytuł ten czasami powoduje taką refleksję, że w takim razie można odchodzić na emeryturę, ale póki co, się nie wybieram. Traktuję to, jako kolejny krok w swej pracy naukowej – bardzo miły i przyjemny. Przede wszystkim jest to też wyraz uznania dla pracy, którą wykonali moi współpracownicy wraz z zespołami. Od wielu lat pracuję w zespołach badawczych, prowadzę na Politechnice Warszawskiej od 10 lat zespół zajmujący się widzeniem maszynowym, czyli tą częścią sztucznej inteligencji, która analizuje obrazy, zaś od dwóch lat również w jednostce badawczej Instytutu Badań Stosowanych Politechniki Warszawskiej Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, mam około 20 osobowy zespół, składający się głównie z doktorantów. Dla mnie takim następnym krokiem jest promowanie tych badań, które z nimi prowadzę i uzyskiwanie kolejnych, coraz bardziej prestiżowych grantów.
Jak najprościej można by nazwać to, nad czym Pan pracuje?
– Jest to analiza obrazu, czyli tak chcemy nauczyć komputery żeby widziały otaczający nas świat podobnie jak ludzie. Obrazy więcej znaczą niż tysiące słów, w związku z czym zawierają bardzo dużo informacji, a komputery nie do końca są w stanie wyłapać wszystkie te informacje tak, jak ludzie. Zajmujemy się takim nauczaniem komputerów, żeby one jeszcze więcej, jeszcze mądrzej mogły z tych obrazów odczytać. Osobiście zajmuję się tym tematem od 15 lat. Obecnie pracuję na Politechnice Warszawskiej jako wykładowca i prowadzący grupę badawczą, natomiast jest jeszcze taka instytucja niedawno stworzona spółka IDEAS NCBR, prowadząca badania w obszarze sztucznej inteligencji i ekonomii cyfrowej. W ramach tej spółki została stworzona grupa badawcza, której przewodzę.
Czy w wyniku tych badań rysują się jakieś szanse na Nobla?
– Niestety, Nobla w dziedzinie informatyki nie przydzielają, natomiast współpracujemy z CERN-em. Na bazie prowadzonych przez nas badań zajmujemy się tym, co się wydarzyło od początków wszechświata i pomagamy tamtejszym fizykom przyśpieszyć ich eksperymenty. Może więc nie bezpośrednio, ale możemy się przyczynić do nagrody Nobla.
Wspomniał Pan o koledze z ostrzeszowskiego liceum, Błażeju Wróblu, co oznacza, że z waszego rocznika mamy aż dwóch profesorów.
– Nie wiem jakie są statystyki, ale sądzę, że raczej nadreprezentujemy swoją klasę.
Z tego wniosek, że była to wyjątkowa klasa, kto zatem był waszym wychowawcą?
– Naszym wychowawcą był pan Michał Błoch, obecny dyrektor szkoły, a inspiratorką naszych działań matematycznych była prof. Anna Fulara. Bardzo mocno nas wspierała i dopingowała na konkursach, na które jeździliśmy razem z „trzecim muszkieterem”, Karolem Szczypkowskim. To bardzo dużo nam dało, jeśli chodzi o podstawy matematyczne.
A czym, poza sprawami naukowymi, najchętniej się Pan zajmuje?
– Mam czwórkę dzieci i bardzo często z nimi podróżuję camperem. Jestem w trakcie powrotu z podróży. Z reguły na początku wakacji robimy przygotowania – pompujemy rowery, szykujemy kajaki, nastrajam gitarę, na której dla relaksu lubię sobie pograć, pakujemy i ruszamy w podróż. W tym roku pojechaliśmy na Sardynię, w ubiegłym byliśmy trochę bliżej, w Danii, a wcześniej – w Grecji i na Korsyce. Zawsze jadąc na wyznaczone miejsce, zwiedzamy różne rejony, kraje… Bawimy się w aktywne wakacje, by nie spędzać czasu na siedząco. Na co dzień też, w wolnych od pracy chwilach uprawiam bieganie, które bardzo zaczęło mnie interesować. Zaś w pracy, poza działalnością naukową, prowadzę kilka firm technologicznych, więc badania naukowe również staram się przekładać na komercjalizację i prowadzenie działalności przedsiębiorczej.
Rozumiem, że kres wakacyjnych podróży jest w Warszawie, bo tam Pan mieszka.
– Tak, na co dzień rezyduję w Warszawie, na Politechnice Warszawskiej, natomiast pochodzę z Ostrzeszowa, część życia spędziłem też w Poznaniu – na Politechnice Poznańskiej stawiałem pierwsze kroki jako student, a w międzyczasie, miedzy studiami i doktoratem, studiowałem jeszcze w Turynie i Barcelonie. Trochę świata przy okazji nauki udało mi się zwiedzić. Miałem okazję być też na kilku stażach naukowych – uważam, że to bardzo otwiera nasze myślenie o nauce międzynarodowej.
Można zatem uznać, że pięknie udaje się Panu łączyć pożyteczne z przyjemnym, a czy są jeszcze jakieś marzenia naukowe do spełnienia?
– Moje marzenia dotyczą tego, żeby nauka polska – szczególnie ta związana z informatyką i sztuczną inteligencją, która jest niezwykle konkurencyjną dziedziną – zajęła adekwatne miejsce, po które możemy spokojnie sięgnąć. Żeby Polacy w tej dziedzinie nie byli zjawiskiem, lecz częstym gościem i żeby nasze uniwersytety, jak Uniwersytet Warszawski, Uniwersytet Jagielloński, czy Politechnika Warszawska, nadawały na tych samych falach i były równie prestiżowe, jak amerykańskie czy brytyjskie.
Życzę spełnienia tych marzeń i coś mi się wydaje, że z tak zdolnymi, młodymi profesorami, jak Pan i wielu innych, do tych standardów dojdziemy. Dziękuję za ciekawą rozmowę.
K. Juszczak