Artykuł „Łatwiej złapać rowerzystę niż złodzieja”, który ukazał się przed tygodniem, wywołał reakcję czytelników. Podawano przykłady innych przypadków „polowania” na rowerzystów, ale były też głosy przyznające rację policji, a nawet wzywające stróżów prawa do bardziej energicznych działań w zwalczaniu procederu brawurowej jazdy rowerem po chodniku, co głównie młodym rowerzystom zdarza się nadzwyczaj często.
Oto jeden z takich głosów:
– Mieszkam przy ul. Kościuszki w Ostrzeszowie. Już kilka razy ja albo moje dziecko zostaliśmy potrąceni przez jadących chodnikiem rowerzystów. Czasem nie mogę przez nich nawet wyjechać z garażu samochodem. Jeśli zwróci się im uwagę, to naraża się człowiek na wiązkę wyzwisk. Głównie dzieje się tak rano, od godz. 7.00. Na dodatek jadą bez świateł, a o tej godzinie jest teraz jeszcze ciemno. Najdziwniejsze, że to nie zawsze jest młodzież. Bywa, że są to też dorośli ludzie – kłócą się, a potem mają pretensje, że policja daje mandaty. Chodnik nie jest dla jeżdżących, rozumiem, że wszędzie jest wąsko, ale moje dziecko z koleżanką też chce przejść bezpiecznie chodnikiem. Jeżeli ja bym wyjeżdżał z posesji samochodem i uderzyłbym w rowerzystę sunącego po chodniku, to byłoby wielkie larum. Chodniki to nie są ścieżki rowerowe, a przepisów trzeba przestrzegać. Co by było, gdybym zaparkował na zakazie i tłumaczył, że nie miałem miejsca? Kto by to moje tłumaczenie uwzględnił? A rowerzyści mówią, że brakuje ścieżek, więc mogą jeździć wszędzie. Kiedyś nie zauważałem tego, bo mieszkałem blisko lasu. Teraz, gdy mieszkam przy ruchliwym chodniku, widzę, że jest z tym problem. Chcę też zaznaczyć, że nie mówię tu o ludziach najstarszych, poruszających się ostrożnie rowerami, lecz o „wariatach”, jeżdżących na takich maszynach, pod koła których nikt nie chciałby się dostać. Jeżdżą bez kultury, z telefonem w ręku i ze słuchawkami na uszach, a do tego odzywają się po chamsku. To nie jest tak, że rację mają tylko rowerzyści.
*
Dziękujemy za tę opinię. Jak już wspomniałem przed tygodniem, prawo jazdy rowerem po chodniku mają dzieci do lat 10 i ich opiekunowie. Jednakże nie jest tajemnicą, że po chodnikach jeżdżą ludzie w każdym wieku, a głównym ich argumentem jest bezpieczeństwo. Wydaje się, że to przemawia do wszystkich, również do policji, która przecież „patrzy przez palce” na jadących chodnikiem rowerzystów. Choć różne jest postrzeganie takich osób, to jednak będę upierał się przy tym, by za spokojną jazdę rowerem po chodniku nikogo nie karać. To rzeczywiście służy bezpieczeństwu rowerzystów. Nietrudno sobie wyobrazić, że jeśli pod groźbą bezwzględnego karania mandatem lub, jak chcą niektórzy – bezwzględnego egzekwowania prawa, „zepchniemy” rowerzystów na ruchliwe jezdnie – wzrośnie liczba wypadków z ich udziałem, i niekoniecznie przez rowerzystów zawinionych.
Rowerzyści muszą jednak zrozumieć – i to wszyscy, także ci nastoletni, że z chodnika korzystają tylko dzięki uprzejmości pieszych i to oni mają tu bezwzględne pierwszeństwo. Powinni jeździć tak, by piesi nie zauważyli nawet, że mija ich rowerzysta. Jestem zdecydowanie za tym, aby policjanci, zamiast zajeżdżać drogę starszym ludziom jadącym spokojnie po chodniku, wyłapywali i stanowczo karali tych, którzy zagrażają bezpieczeństwu własnemu i pieszych. Jeśli ktoś jedzie chodnikiem „jak wariat”, nawet jeśli jest przekonany, że świetnie opanował technikę i dotąd nikogo nie potrącił, powinien zostać przykładnie ukarany. Jeżeli tym „szaleńcem” jest osoba młodociana – kara wpłynie na konto rodziców, a wtedy oni skutecznie przemówią do rozumu swojej latorośli.
Bezpieczeństwo jest najważniejsze – dlatego „nie wyrzucajmy” rowerzystów z chodników, ale i oni w najmniejszym stopniu nie mogą zagrażać pieszym. Szanujmy się wzajemnie, a wszyscy dobrze na tym wyjdziemy.
K. Juszczak