Reklama

piątek, 27 grudnia 2024, 9:42

„OSTRZESZÓW, ZRÓBCIE HAŁAS!”

W sobotnie popołudnie Ostrzeszów stał się stolicą muzyki o cięższych brzmieniach, a na dziedzińcu kazimierzowskiej Baszty królowały do późnej nocy zespoły: Here On Earth, Pinn Dropp oraz Amarok. 

Tradycji stało się zadość – Festiwal Baszta ProgFest, organizowany przez Stowarzyszenie InnoQultura ponownie zainaugurował trwające właśnie Dni Ziemi Ostrzeszowskiej i przyznać trzeba, że innym artystom trudno będzie przebić gitarowy rozmach, jakim uczestnicy Festiwalu rozpoczęli tegoroczne świętowanie w Ostrzeszowie. To już dwunasta edycja tej imprezy, zapoczątkowanej w 2014 roku.

Szczególny klimat, jaki tworzą mury zameczku i znakomita pogoda przyciągnęły na Festiwal nie tylko stałych bywalców i miłośników rockowych brzmień, ale też sporo osób, które odwiedziły tę imprezę po raz pierwszy. Nie zabrakło też młodszego pokolenia, które już od najmłodszych lat „nasiąka” miłością do dźwięków elektrycznej gitary i perkusji.

Pierwszym zespołem, który stanął na scenie był Here On Earth, który gra, jak sami to określają – ciar-rock, od „ciarek” – Rock progresywny to troszkę taka łatka, która do nas przylgnęła na początku, kiedy wydaliśmy pierwszą płytę – powiedział nam wokalista zespołu, Krzysztof Wróbel – Troszkę od niej uciekamy, bo to nie jest do końca rock progresywny. Ciężko to zaszufladkować. Bo jest tu i art-rock i elementy metalu i delikatne granie. 

Sam Festiwal został odebrany bardzo pozytywnie.

– Pierwszy raz jesteśmy w Ostrzeszowie! Publiczność bardzo dopisała, wygląda to wszystko bardzo kapitalnie. Dzieje się i widać tego efekty.

Zapytany o ulubioną muzykę Krzysiek zdecydowanie wskazał Pink Floydów i Depeche Mode, a wśród polskich twórców wymienił Kat i Romka Kostrzewskiego.

– Dawniej bardzo lubiłem Pearl Jam, ale przestałem śledzić ich najnowszą twórczość – przyznał.

Ostatnia płyta zespołu – „Nic nam się nie należy” – postawała jeszcze w czasie lockdownu. Mimo pięknych melodii i dużego muzycznego rozmachu, wyłania się z niej pełen goryczy obraz człowieka, jako istoty egoistycznej i przekonanej o własnej nieomylności. Tekst utworu „Drzewo i kwiat” nabierał dodatkowego wydźwięku przy miękkim świetle późnego popołudnia, wśród basztowych murów i roślinności.

Zespołowi Pinn Dropp nie można natomiast odmówić doskonałego kontaktu z publicznością i fenomenalnych, długich solówek Piotra Syma, wzbogaconych kilkukrotnie partiami granymi na elektrycznych skrzypcach przez Natalię Żebrowską. 

Chociaż w twórczości zespołu wyraźnie przebija się fascynacja ludzką psychiką, humanizmem i biblijnymi motywami, prezentowane utwory porywały publiczność subtelnymi początkami, balladowym wydźwiękiem, złożonością i bogactwem melodycznym, szczególnie w utworze „Always Here”. 

Tę wielowarstwowość świetnie spinał swoim głosem wokalista, Mateusz Jagiełło, który niewątpliwie ujął publiczność swoją charyzmą.

Zwieńczeniem festiwalu był występ zespołu Amarok, niewątpliwej gwiazdy całego wydarzenia. Zapadający zmierzch, przeradzający się w późną noc nadał dodatkowego smaczku długim, rozbudowanym utworom, wśród których królował „It’s Not the End”. 

Przepiękne partie gitarowe, przeplatające się z dźwiękami klawiszy, bębnami i skrzypcami opowiadały historie często bardzo liryczne, ale też niepozbawione dramatyzmu czy swoistej pierwotności, tworząc psychodeliczny sos z wyraźną nutą concept-albumów w stylu Pink Floyd. Większość koncertu poświęcona była jednemu – najnowszemu – krążkowi grupy: Hero 

Na scenie nie zabrakło też gości specjalnych, wybranych spośród publiczności. Ci, którzy odważyli się wejść na scenę mogli „zagrać” kilka taktów na blisko stuletniej harmonii lub spróbować swoich sił przy thereminie.

– Żadna inna publiczność nie jest tak wierna i wspierająca, jak wy! – stwierdzili muzycy jeszcze w trakcie koncertu. – To nie jest tylko muzyka. To jest przyjaźń, to jest rodzina. 

Jednym z ważniejszych utworów grupy było „The Storm”.

 Powstał na potrzeby przestawienia Teatru Tańca Współczesnego w Wielkiej Brytanii James Wilton & Company. Michał robił muzykę do spektaklu pod tym tytułem – powiedziała Marta Wojtas.

Szczególnymi względami cieszył się jednak „It’s Not the End”, który na wyraźne wołanie publiczności zagrano po raz drugi

– Jesteśmy pierwszy raz w Ostrzeszowie. To jest cudowne miejsce – stwierdził na zakończenie perkusista zespołu, Konrad Zieliński. – Dziękujemy wam, że przyszliście, że chcecie słuchać naszej muzyki. Tego się nie da opisać. 

Ten wieczór i noc można zdecydowanie zaliczyć do udanych, o czym niech świadczą ludzie, który pod sceną krzyczeli raz po raz „It’s Not the End” i domagając się kolejnego bisu ze strony Amaroka.

Festiwal Baszta ProgFest już wcześniej wpisał się na stałe w kalendarz muzycznych wydarzeń w naszym kraju, a Ostrzeszów jest jednym z ważniejszych festiwalowych przystanków na mapie Polski. Kolejni wykonawcy, którzy zawitają w te stare zamkowe mury w trakcie Dni Ziemi Ostrzeszowskiej będą mieli nie lada wyzwanie, by dorównać sobotniemu koncertowi. 

Przez te kilka godzin serce naszego miasta biło w jednym, rockowym rytmie.

Co jak co, ale Ostrzeszów potrafi zrobić hałas na Baszcie!

Anna Owczarek

Reklama