Ulica Lawendowa to w zasadzie polna, rozjeżdżona droga, odchodząca od ul. Słonecznej, a kończąca się przed nasypem kolejowym. W ostatnich latach zostało tam wybudowanych około 10 domków jednorodzinnych. Mieszkają w nich przeważnie rodziny z małymi dziećmi, które trzeba odwozić do szkoły czy przedszkola… I tu zaczyna się problem.
– Tam nie da się normalnie jechać samochodem osobowym, trzeba by jeździć ciągnikiem – mówi pan Ireneusz, jeden z mieszkańców. – Rowerem też się nie ujedzie, już nie mówiąc o pieszych, którzy, idąc po tych koleinach, toną w błocie, zaś samochody osobowe, które tamtędy usiłują przejechać, wyglądają jakby wróciły z rajdu Dakar.
Sytuacja rzeczywiście nie wygląda wesoło, szczególnie podczas roztopów, bowiem ul. Lawendowa jest piękna tylko z nazwy… Na dodatek znikąd pomocy, bo droga prawnie należy do mieszkających tu ludzi – każdy z nich ma swoją cząstkę, ale jest to własność bardzo kłopotliwa. Mieszkańcy mieli nadzieję, że miasto przejmie ulicę, a w przyszłości położy tu kostkę lub asfalt. Wystosowano pismo do burmistrza, wnioskując o przejęcie przez miasto gruntów stanowiących drogę. Niestety, otrzymali odmowną odpowiedź. W piśmie podpisanym przez wiceburmistrz Barbarę Gmerek czytamy:
Odpowiadając na Pana wniosek dotyczący przejęcia nieruchomości położonych w miejscowości Ostrzeszów Pustkowie, oznaczonych numerami ewidencyjnymi działek 1115/1 i 1120/10, burmistrz miasta i gminy Ostrzeszów pragnie poinformować, że nie jest zainteresowany przejęciem przedmiotowych nieruchomości, stanowiących drogę wewnętrzną należącą do osób fizycznych. Ww. droga nie jest objęta miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. Na terenie miasta i gminy Ostrzeszów jest dużo dróg o takim samym statusie prawnym, które nie są przejmowane na rzecz miasta i gminy Ostrzeszów.
– Przy podziale tego terenu na działki budowlane ktoś wyraził zgodę, by tutaj działki powstały, aby ludzie mogli budować – kontynuuje pan Ireneusz. – Było powiedziane, żeby wyznaczyć drogę, więc sprzedający te działki tak zrobili. Droga, w jakiejś tam części należy do osób, które działki kupiły, ale my byśmy chcieli, aby szanowny pan burmistrz za symboliczną złotówkę od nas tę drogę wziął.
Wydaje się zrozumiale, że burmistrz wzdryga się przed przejęciem ul. Lawendowej. Nie chce brać na swe barki kolejnego drogowego kłopotu, lecz mieszkańcy na nieprzejednaną postawę władz mają jeszcze inny argument:
– Podatki za nieruchomość, na którą nie można dojechać, to biorą chętnie. Jeśli się nic nie daje, nie jest się zainteresowanym zrobieniem drogi, to proszę nas zwolnić z podatków, które mamy płacić. Wtedy z zaoszczędzonych pieniędzy zrobimy drogę we własnym zakresie. Tam wszystkie przyłącza prądu i gazu są już przeprowadzone. Została tylko niezagospodarowana jedna działka na samym końcu. Można by zatem przystępować do prac drogowych…
*
Rozgoryczenie mieszkańców jest zrozumiałe, choć trudno gniewać się na burmistrza za to, że nie chce przejąć prywatnych, wewnętrznych dróg. Bo nie chodzi tu wcale o „symboliczną złotówkę” płaconą za ich przejęcie, lecz o setki tysięcy złotych, które budżet miasta musiałby wysupłać na budowę i utrzymanie tych dróg, a to także wszystkim mieszkańcom by się nie spodobało.
Trudno powiedzieć, czy dróg wewnętrznych, takich jak Lawendowa, jest w gminie aż tak dużo. Na pewno w ostatnim dziesięcioleciu zdecydowanie przybyło osiedli wybudowanych na polach i działkach, na których trzeba było wytyczać drogi, by ludzie mogli jakoś dojechać do swych domostw. Z drugiej jednak strony trzeba wziąć pod uwagę to, że na tych osiedlach najczęściej budują się młodzi, którzy przez to właśnie z Ostrzeszowem wiążą swoją przyszłość. Władze miasta nie powinny tego ignorować i jedynie przyglądać się ich problemom, mówiąc – nas wasza droga nie obchodzi, „róbta, co chceta”. Tak nie wypada i nie wolno, również dlatego, że – jak słusznie zauważa mieszkaniec Lawendowej – ci ludzie to też podatnicy łożący do wspólnej, miejskiej kasy. Pamiętajmy, że ich domy nie zostały wybudowane „na dziko”, lecz za zgodą miejskich urbanistów, i teraz współtworzą miasto i gminę. Miasto korzysta z różnych programów, umożliwiających pozyskanie środków na budowę dróg, a grupka osób mieszkających przy jakiejś drodze nie jest w stanie z takich środków skorzystać. Dzięki tym programom, rządowym czy marszałkowskim, drogi w ostatnim czasie nam się poprawiają. To jest chyba dobry moment, by zacząć także brać odpowiedzialność za ulice i osiedla znajdujące się na peryferiach miasta. Nie wszystkie te uliczki będą od razu wyłożone kostką, z początku musi wystarczyć kamień i równiarka. Najważniejsze, by mieszkający tam ludzie wiedzieli, że władze o nich nie zapomniały.
K. Juszczak