czwartek, 25 kwietnia 2024, 12:13

ODSZEDŁ NA WIECZNĄ WARTĘ…

Ta wiadomość poraziła nas wszystkich – nie żyje druh STANISŁAW STAWSKI – legenda i historia ostrzeszowskiego harcerstwa i naszego miasta. Bez wątpienia jeden z najważniejszych ludzi ostatnich dziesięcioleci, a przede wszystkim człowiek powszechnie lubiany, szanowany, zawsze serdeczny i życzliwy. Wspaniały harcerz, harcmistrz RP, nauczyciel i wychowawca wielu pokoleń młodzieży. 

Zmarł 16 maja we Wrocławiu, w wieku 95 lat. Bóg, Honor, Ojczyzna stanowiły dla Niego azymut, który wskazywał Mu drogę od dzieciństwa aż do śmierci. Polsce i harcerstwu oddał swe serce i siły. Harcerzem był niemal od dziecka, od 1938 roku. Już po wojnie pełnił funkcję drużynowego, a potem hufcowego 4. Drużyny Harcerskiej im. Kazimierza Puławskiego. W 1959 roku został szczepowym „Watry” w Liceum Ogólnokształcącym w Ostrzeszowie, gdzie też pracował jako nauczyciel. Po przemianach, które nastąpiły w 1989 r. druh Stanisław Stawski zaangażował się w tworzenie Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej w Ostrzeszowie. Był osobą cieszącą się autorytetem i szacunkiem wśród młodzieży, i to nie tylko tej noszącej harcerskie mundury. Zresztą trudno byłoby znaleźć mieszkańca Ostrzeszowa, który nie darzyłby estymą druha Stanisława. Był lubiany za swój szarmancki, ale też przyjazny sposób bycia, za miłość do harcerstwa, sportu, lecz przede wszystkim do ludzi i Ojczyzny. A nasza mała Ojczyzna – ziemia ostrzeszowska była mu bliska szczególnie. To dla niej żył, pracował, tworzył… Za to oddanie i wielorakie działania podejmowane na rzecz Ostrzeszowa, w 2010 r. uhonorowany został medalem „Za Zasługi dla Miasta i Gminy Ostrzeszów”. Medal ten był zwieńczeniem innych odznaczeń i tytułów, którymi druh Stanisław Stawski został wyróżniony przez mieszkańców naszego miasta: „Człowiek Przemian” (1994 r.), czy „Człowiek Roku Powiatu Ostrzeszowskiego” (2003 r.). Z wielu medali i wyróżnień szczególnie sobie cenił harcerskie odznaczenie Semper Fidelis otrzymane pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Jest to Krzyż Honorowy Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej przyznawany za wybitne osiągnięcia na rzecz ZHR, wręczany zasłużonym instruktorom.

Dla wielu z nas druh Stanisław Stawski był najlepszym przykładem Polaka kochającego swoją Ojczyznę. Patriotyzm ten okazywał całym swoim życiem opartym na uniwersalnych wartościach, spośród których miłość do Boga, Ojczyzny i ludzi wysuwały się na plan pierwszy. Uczestniczył chyba we wszystkich ważnych uroczystościach, czy to odbywających się podczas Święta Niepodległości, czy też przy obelisku „Golgota Wschodu” oddając cześć pomordowanym w Katyniu i w innych sowieckich obozach kaźni. 

Druh Stanisław dał się też poznać jako porywający mówca – miał wielki dar opowiadania o historii, o naszych prawdziwych bohaterach. Czy to przy ognisku, czy podczas patriotycznych wystąpień Jego słowa celnie trafiały do serc słuchających Go osób.  

W 2017 roku ten wspaniały harcerz, patriota, pedagog i wychowawca wielu pokoleń młodzieży, trafił do galerii „Wybitnych Absolwentów” ostrzeszowskiego liceum.

– Dziękuję wam sercem, moim, harcerskim, ostrzeszowskim, Stachowym sercem. Jestem synem tej ziemi, wychowankiem tej szkoły, z którą los związał mnie przez wiele lat – zwrócił się do zebranych na auli osób. – Jeśli ponad czterdzieści lat chodziłem po tych korytarzach, salach lekcyjnych, to w sercu musiało zostać coś, co nazywa się miłością do macierzystej szkoły. Tej szkole, jej wychowawcom, harcerskiej atmosferze przyjaźni i braterstwa, mojej kochanej „granatowej czwórce” i tej ukochanej granatowo-pomarańczowej „Watrze” zawdzięczam to, że na wszystkich moich życiowych ścieżkach, krętych i stromych niejednokrotnie, zawsze był, jest i będzie drogowskaz: BÓG-HONOR-OJCZYZNA.

Zaś do uczestniczącej w uroczystości młodzieży zwrócił się z serdeczną prośbą:

– Proszę kochani, abyście pamiętali o słowach gen. Zaruskiego, który kierując szkolnym jachtem harcerskim „Zawisza” mówił do marynarzy „Ster na słońce i tak trzymać!”. Trzymajcie ten ster mocno w swoich młodych rękach i pamiętajcie również o tym, co powiedział kardynał S. Wyszyński: „Czuwajmy, aby nie skamieniały nam serca” Czuwaj!

Te słowa powinny dziś stanowić przesłanie, które druh Stawski nam zostawia. Rozważmy je w swoich sercach.

Jako redakcja „Czasu Ostrzeszowskiego” jesteśmy dumni z przyjaźni i uznania, które odczuwaliśmy ze strony śp. Stanisława Stawskiego. Chętnie dzielił się z nami swoimi opiniami o tym, co dzieje się w Jego ukochanym Ostrzeszowie, a relacje z obozów i innych harcerskich działań często gościły na naszych łamach. 

Pogarszający się stan zdrowia sprawił, że ostatnie półtora roku spędził u rodziny we Wrocławiu. Po raz ostatni wielu z nas miało okazję widzieć druha Stacha, gdy jak zawsze z wielkim zaangażowaniem i radością uczestniczył w obchodach Narodowego Święta Niepodległości – 11 listopada 2021 r. Obraz druha Stawskiego z dumą dzierżącego biało-czerwony sztandar, a potem jak zwykle odjeżdżającego po służbie na swoim rowerku, będzie nam już na zawsze towarzyszył.

Nam, mieszkańcom Ostrzeszowa będzie Ciebie druhu Stanisławie bardzo brakować. Pocieszamy się tym, że pozostajesz przecież w naszej pamięci i w naszych sercach. 

Spoczywaj w pokoju, Druhu Stanisławie.

Rodzinie, śp. dh Stanisława Stawskiego, Jego Przyjaciołom i całej Braci Harcerskiej składamy szczere wyrazy współczucia.

red.

DRUH STANISŁAW STAWSKI W NASZYCH WSPOMNIENIACH I SERCACH

W związku z odejściem druha Stanisława Stawskiego zwróciliśmy się z prośbą do Jego najbliższych współpracowników, harcerzy i przyjaciół o garść wspomnień, refleksji dotyczących tej wielkiej postaci. 

Mówi dh Krystyna Sikora

W harcerstwie jestem od 47 lat, cały czas w czynnej służbie, więc przez ten czas uzbierało się bardzo wiele wspomnień dotyczących Staszka. Dla mnie był On od zawsze. Początek był dosyć dziwny. Nie wiedziałam, że w ogóle ktoś taki istnieje – dla mnie Stanisław Stawski, to był mój dziadek. Dziadek nazywał się dokładnie tak samo i tak samo miał na imię. Pierwszy raz zobaczyłam druha Staszka na Placu Borek, na którym były wówczas jeszcze drzewka i ławeczki. Siedząc z koleżanką na jednej z nich, zauważyłam grupę osób idących w naszym kierunku, wesoło rozmawiających. Koleżanka spojrzała i powiedziała do mnie: Ten mały, to jest Stawski, będziesz miała z nim fizykę w liceum od 1 września. To był 1976 r. Na pierwszej lekcji prof. Stawski odczytał listę obecności, mnie pominął. Potem zapytał czy odczytał wszystkie nazwiska. Podniosłam nieśmiało palec do góry i powiedziałam, że nie odczytał mojego nazwiska i podałam nazwisko – Stawska. No i się zaczęło. Odtąd zaczął mnie namawiać, bym wstąpiła do harcerstwa. Byłam dosyć oporna, w szkole podstawowej nie było mi „po drodze” z harcerstwem, zawsze wolałam koszykówkę, piłkę ręczną, sport. Tyle było tych rozmów o wartościach płynących z harcerstwa, że w końcu dałam się namówić i 13 października, w lesie klasztornym, przyjęto mnie do 13. DH, której wtedy drużynową była Sawina Kużaj, obecnie Więcek. 21 stycznia 1977 r., o nocnej porze, przy Pomniku Powstańców Wielkopolskich na ostrzeszowskim cmentarzu jak wielu przede mną i po mnie, złożyłam na ręce druha Staszka przyrzeczenie harcerskie, to z Bogiem. Tak się zaczęła moja harcerska przygoda. Po jakimś czasie zostałam drużynową 13. Drużyny Harcerek im. Emilii Szczanieckiej działającej w Liceum Ogólnokształcącym obok starszej „dziewiątki” i „ czwórki”. Tak wciągnęłam się w harcerstwo, że harcerką jestem od 47 lat, harcerzami-drużynowymi były moje dzieci Ania i Marcin, a teraz harcerką- przyboczną jest wnuczka Maja a zuchem wnuk Guciu. Harcerstwo ostrzeszowskie, to wielopokoleniowa rodzina, którą łączyła jedna osoba, która wszystkie te pokolenia wychowywała i jednoczyła – to był druh komendant Staszek. 

Byłam ze Staszkiem na kilkudziesięciu obozach, zimowiskach, pielgrzymkach, białych służbach pełnionych podczas przyjazdu do Polski naszego Papieża Jana Pawła II. Byliśmy, ja i wiele harcerek i harcerzy na Światowym Zlocie Młodzieży z udziałem Papieża, który odbywał się w 1991 r. w Częstochowie, na Akcjach pod Arsenałem w Warszawie, pielgrzymkach harcerskich, organizowaliśmy spotkania opłatkowe, zloty Watry no i ogromną harcerską imprezę – 100-lecie harcerstwa na ziemi ostrzeszowskiej oraz wiele, wiele innych uroczystości patriotycznych, harcerskich, wyjazdów z darami dla powodzian. Przez prawie 47 lat ciągłej harcerskiej przygody przemaszerowaliśmy razem na dyskusjach harcerskich kilometry leśnych ścieżek, wypiliśmy niezliczoną ilość herbatek, przegadaliśmy setki godzin, zjedliśmy… szarlotek z gałką lodów.

Jaki był druh komendant? 

Druh Staszek należał do ludzi, którzy ciągle coś tworzyli, współtworzył. W to „tworzenie, współtworzenie” wciągał innych. Efekty Jego działania, to wydane przez Niego książki, to Pomnik Lilijki Harcerskiej, kamień z tablicą i brzozowy krzyż koło Lilijki, Krąg Puszczański, wyremontowana harcówka (dostaliśmy ten obiekt, były tylko ściany i niebo nad nami). Efektem „tworzenia” Staszka były spotkania Watry i wiele innych spotkań.

Staszek był perfekcjonistą w tym co robił i jak robił. Tu wspomnę takie zdarzenie: nastał rok gdy druh komendant mianował mnie szefem Akcji Letniej oraz szefem grupy kwatermistrzowskiej. Pojechaliśmy rozłożyć namioty na magazyny, rozładować sprzęt i budować obozową kuchnię i zaplecze kuchenne. Mieliśmy na to 3 dni. Czwartego dnia przyjechał obóz, druhny i druhowie zabrali się za budowę swoich podobozów (stawiać namioty, wybudować prycze, półki, bramy, maszty, kapliczki), a druh komendant poszedł odebrać to, co przygotowała grupa kwatermistrzowska. Zawsze, ale to zawsze do tej pory było coś przestawiane o 20 cm w prawo lub w lewo lub przód czy też tył. Poprzedniego dnia wieczorem członkowie grupy kwatermistrzowskiej obstawiali, co i o ile centymetrów będziemy przestawiali. Jako szef tej grupy podeszłam do tego bardzo ambitnie i założyłam, że nic nie będziemy przestawiać. Tak więc idziemy razem z komendantem tzn. ja i komendant, bo reszta grupy „wyparowała” w dziwny sposób  i wszystko jest super, aż wreszcie dochodzimy do kuchni i…

Komendant: „Krystek, ale ten bok kuchni to powinien być bardziej w lewo do drzewa”,

Ja: „Tak druhu komendancie, o ile centymetrów?” 

Komendant: „No tak 10-15 cm”.

Ja: „Ale jest druh pewien, że na pewno 10-15 cm?”

Komendant patrząc na moją stanowczą minę: „No nie, właściwie to jest dobrze”.

Staszek był nauczycielem, ale przede wszystkim wychowawcą. Jako nauczyciel podczas budowy obozu, pomostów innych urządzeń obozowych pokazywał jak to robić, by zużyć jak najmniej siły. Tłumaczył to zasadami fizyki, działaniem sił. Nauka bardzo przydatna nie tylko na obozach, ale i w codziennym życiu.

Wychowawca – wszystko co robił, jak robił, co kazał robić innym miało aspekt wychowawczy, zmuszało do myślenia, wyciągania wniosków, analizowania, eliminowania błędów  w przyszłości. Uczył nas w niewidoczny dla nas sposób samodzielnego działania, podejmowania dobrych decyzji, mając na uwadze drugiego człowieka, przyrodę, Boga. Uczył nas patriotyzmu. Miał swoje opinie, wygłaszał je, można się było z nimi zgadzać lub nie – ścieraliśmy się na różnych polach, wyrabialiśmy jakieś wspólne zdanie i taką wspólną ścieżką szliśmy.

Staszek był mistrzem wieczornych gawęd przy ognisku – nie znam i nie spotkałam nikogo, kto tak opowiada gawędy. Resztę odpowiedzi na pytanie – jaki był Staszek? pozostawiam innym wspominającym.

Ze Staszkiem spotykaliśmy się nie tylko „harcersko”, ale również prywatnie. Cała moja rodzina to harcerze i wszyscy byli przez Staszka traktowani jak najbliższa rodzina. Bywał u nas często, również na uroczystościach rodzinnych. Bardzo też interesował się klubem Victoria i o piłce mógł z Andrzejem rozmawiać bez końca. A jak już był we Wrocławiu kupowaliśmy mu wszystkie „miejscowe” gazety i zawoziliśmy do Niego, żeby był na bieżąco co się w Ostrzeszowie dzieje. Tęsknił za swoim miastem . Marzył, by choć na jeden dzień tu przyjechać, by spotkać się z ludźmi, zobaczyć ich twarze, Rynek i kościółek. Przygotowywaliśmy taki przyjazd, ale zawsze na przeszkodzie stał stan Jego zdrowia. 

Staszka odwiedzało wiele osób, a podczas Jego 95-tych urodził odwiedziła Go „silna” ekipa z Ostrzeszowa. Staraliśmy się być często. Ostatni raz widzieliśmy się ze Staszkiem w środę, 10 maja. 

16 maja zadzwoniła Grażynka, by przekazać wiadomość o odejściu Staszka.

Paweł Biedziak zamieścił film na facebooku o Staszku opowiadającym o Watrze. Pomyślałam, że wspaniale, że takie filmy są, że Paweł o to zabiegał, bo jak zatęsknimy, to obejrzymy film, usłyszymy głos Staszka i poczujemy się lepiej. Będzie nam Staszka bardzo brakować. Ale i tak mieliśmy  ogromne szczęście spotkać Go na swej drodze, być z Nim. Byliśmy szczęściarzami, że mieliśmy z Nim do czynienia, że był wśród nas, że był z nami.

Czuwaj!

Mówi dh Michał Szmaj

Ze wspomnieniami na temat druha komendanta można byłoby napisać niejedną książkę. W emocjach towarzyszących ostatnim dniom i w obliczu przyjaźni, braterstwa, które nas na harcerskiej ścieżce połączyły, trudno jest wybrać z tej mieszaniny myśli, uczuć i wspomnień, coś, co należałoby teraz powiedzieć.

Mój pierwszy kontakt z druhem komendantem pamiętam jako dziecko, gdy szedłem z rodzicami – mamą Elżbietą i tatą Ziemisławem, którzy byli harcerzami – dzięki harcerstwu się poznali, zostali małżeństwem. Więc prawdopodobnie i ja żyję dzięki harcerstwu. Pierwsze spotkanie z druhem komendantem wypadło przy parafii Chrystusa Króla, pamiętam jak bardzo serdecznie rozmawiał z moimi rodzicami. W pewnym momencie zapytał mnie kiedy będę harcerzem. Wtedy jeszcze, jako kilkuletnie dziecko, harcerzem być nie mogłem. Pamiętam Go też, jak odwiedził rodziców w naszym domu. Takie były te pierwsze zapamiętane przeze mnie spotkania z druhem komendantem. Następne, to był nabór, który przeprowadzał w SP nr 3 im. Dominika Savio, do której uczęszczałem. Druh komendant opowiadał o harcerstwie i zapraszał na zbiórkę. Może napędzony tym pytaniem sprzed kościoła Chrystusa Króla, a przede wszystkim opowieściami o harcerstwie mojego taty, wyciągnąłem jeszcze dwóch kolegów i w ten sposób znaleźliśmy się na pierwszej zbiórce. Moim bezpośrednim przełożonym był dh Michał Jackowiak, którego z kolei przełożonym, jako hufcowy, był dh Stanisław Stawski. Nawet jako mały harcerz, uczestnik drużyny, wiele tych wspomnień mógłbym wskrzeszać. Mam przed oczyma wiele obrazów z obozów, z zimowisk, gdzie miałem bezpośredni kontakt z druhem Stanisławem Stawskim, który, chociaż był hufcowym, czas znajdował dla każdego harcerza, nawet takiego szeregowego, jakim wtedy byłem. Komendant Stawski był naszym Baden-Powellem. Mało kto w Polsce i na świecie spośród skautek, skautów, harcerek, harcerzy, miał takie szczęście, jak my – mieliśmy własnego Baden-Powella. Robert Baden-Powell, jak wiadomo, był twórcą skautingu na świecie, a takim twórcą naszego harcerstwa był dh Stanisław Stawski, poczynając od harcerstwa niepokornego, którego był jednym z twórców. Dzięki niemu harcerstwo w Ostrzeszowie przybrało barwy zielone, a nie czerwone. To On stworzył to nasze harcerstwo, na którym tyle pokoleń ostrzeszowianek i ostrzeszowian wyrosło. Dla których stał się wielkim autorytetem, ale także bliskim przyjacielem. Bratem, z którego można było czerpać, z którym można było się pokłócić, z którym można było się pogodzić. Gdy wszystkim nam zależy na dobru harcerstwa, na tym, żeby w tym harcerstwie ludzie mogli wzrastać, dochodzi nawet do kłótni, ale potem się godzimy. 

Dh komendant ukochał sobie przede wszystkim Watrę, szczep, którego był szczepowym, a szczególnie 4. DH, a później Wędrowników im. Kazimierza Pułaskiego, tzw. „granatową czwórkę”. Bardzo chciał, by ta drużyna została reaktywowana i wymarzył sobie, bym to ja ją reaktywował. Nie od razu byłem temu przychylny, choćby dlatego, że sam wychowywałem się w 3. DH im. gen. Władysława Andersa. Od wtedy zaczęła się ta nasza współpraca, na linii przełożony-podwładny. Rzeczywiście założyłem drużynę Wędrowników i przez parę lat ją prowadziłem. 

Najściślejsza nasza współpraca była przez ostatnich kilkanaście lat – komendant zaproponował mi, żebym został wicehufcowym i pomógł mu w prowadzeniu hufca. Podjąłem tę służbę w 2009 r. Od tamtego czasu współpracowaliśmy ze sobą bardzo blisko. Miałem okazję i szczęście móc naprawdę dobrze poznać druha komendanta, czerpać z Jego mądrości, współpracować z Nim ramię w ramię – mieć okazję się wspierać, szukać z Nim najlepszych rozwiązań, poczuć, że jest na mnie obrażony i mieć okazję się z Nim godzić. Lekcja życia, której nie zapomnę do końca moich dni. Instruktorzy harcerscy, czyli ci, którzy mają wychowywać ludzi i prowadzić ich, a przy tym siebie samych, do ideałów zawartych w prawie i przyrzeczeniu harcerskim, czyli prowadzić ich do bycia rycerskim, prawdomównym, samodzielnym, zaradnym, abstynentem, wreszcie prowadzić do Pana Boga – ci wszyscy mogliby dzisiaj wziąć od druha harcmistrza Stanisława Stawskiego wiarę w to wychowanie. A także upór i konsekwencję. Harcerstwo jest organizacją wychowawczą, której dh komendant oddał całe życie. Mam takie przekonanie, że zrealizował swoje życiowe powołanie właśnie w harcerstwie. My realizujemy nasze powołania w jakichś wspólnotach, np. małżeńskiej lub zakonnej, a druh Stanisław całe swoje życie oddał wspólnocie harcerskiej, gdzie nauczył nas kochać w służbie Bogu, w służbie Polsce i drugiemu człowiekowi. Mu na tym ponad wszystko zależało. Zależało na drugim człowieku, jak dowiadywał się, że z kimś coś się złego dzieje, że ktoś pobłądził, bardzo go to bolało. Bo kochać drugiego człowieka, to strzec dobra w nim. On strzegł w innych tego dobra – cecha, której wielu mogłoby się od komendanta uczyć.

Miałem zawsze przekonanie, że to sam druh komendant powinien zdecydować kiedy z funkcji hufcowego zrezygnuje. Rzeczywiście wiele lat ramię w ramię współpracowaliśmy w prowadzeniu hufca. Ja miałem wtedy dwadzieścia parę lat, a komendant osiemdziesiąt parę. Ale był w znakomitej formie – niemal do samego końca jeździliśmy wspólnie na obozy, a tam wcale sam siebie nie traktował wyjątkowo. Tak, jak wszyscy sam budował pryczę, pracował nad zbudowaniem tego obozu, pełnił służbę w kuchni… Dopóki był instruktorem robił to wszystko wspólnie z nami.

Pamiętam ten moment, gdy przy jednej z wielu, wielu szarlotek, które razem zjedliśmy w różnych kawiarniach, druh komendant zaskoczył mnie propozycją, że chciałby, żebym został po nim hufcowym. Zgodziłem się na to. Przez kolejne lata, aż do wybuchu pandemii, dalej działaliśmy jako tandem w prowadzeniu hufca i dh Stanisław nadal aktywnie włączał się w rozwój naszego hufca, naszego środowiska i znajdował w tym swoją rolę. 

Pandemia w jakiś sposób ograniczała nasze działania, zamknęła w domach. Jako wspólnota harcerska też staraliśmy się chronić druha komendanta, jako osobę starszą, zapewnić Mu bezpieczeństwo. Pamiętam Jego ostatni obóz w 2021 r., którego miałem okazję być komendantem. Namawiałem druha Stanisława żeby pojechał i on zdecydował się przyjechać. Był ponad tydzień, spał w lesie pod namiotem, pomagał nam, stał na punkcie z historii podczas biegu harcerskiego…

Później było „Wolne Miasto”, które w tym samym roku organizowaliśmy w Święto Niepodległości. Mam przed oczyma komendanta na swoim rowerze, na swojej „Czajce” z biało-czerwoną flagą, jak przyjeżdża na Rynek na zakończenie gry miejskiej, radujący się z tego, że wychował ludzi, którym zależy na Polsce, ludzi chcących czcić naszych bohaterów i budować odpowiedzialnie wolną Polskę. Widać było Jego radość i dumę z tego, że może tam z nami być i ciągle pomagać. Komendantowi nigdy nie zależało na honorach, chciał tylko żeby mógł budować z nami harcerstwo. Bardzo się denerwował, jak w jakiś sposób poczuwał się z tego wykluczany. Cały czas był młody duchem, potrafił pracować z dwudziestolatkami, choć dzieliło nas kilka pokoleń. Tym żył, temu poświęcił życie i oddał siebie swoim harcerskim braciom i siostrom. 

W grudniu 2021 r. komendant jak co roku pojechał do swojej rodziny, do Wrocławia na święta i nie wracał. Jak się okazało, stan zdrowia na tyle się pogorszył, że wymagał stałej opieki. Sprawowała ją rodzina komendanta. Mimo to, często się w tym czasie widzieliśmy, z tą różnicą, że te szarlotki i kawy nie były w Ostrzeszowie, tylko we Wrocławiu. Zdrowie druha Stanisława na tyle się poprawiło, że jeździliśmy na wycieczki po Wrocławiu, rozmawialiśmy o harcerstwie – dopytywał o konkretne osoby, drużyny, sugerował rozwiązania, które należy w hufcu wprowadzić. Cały czas żył tym, co tu się dzieje, bardzo tęskniąc za Ostrzeszowem, którego kawałek Mu przywoziliśmy. Zawsze czytał chętnie lokalną prasę. Pamiętam jedną z naszych wspólnych wycieczek w ostatnim roku, jak razem przeszliśmy jeden z wrocławskich parków pod pomnik poświęcony ofiarom zbrodni katyńskiej, jak szliśmy pod pomnik rotmistrza Witolda Pileckiego. Szlak naszych wycieczek często wyznaczały sprawy najbliższe sercu komendanta. 

Ostatnie moje spotkanie z komendantem, to harcerski krąg. Byliśmy tam we czwórkę, z Marcysią i ze Sławkiem. To była bardzo dobra rozmowa, podczas której powiedział nam parę mocnych rzeczy. Na końcu zaproponowałem braterski krąg – chwyciliśmy się za ręce i zaczęliśmy śpiewać:

Idzie noc, słońce już zeszło z gór, zeszło z pól, zeszło z mórz,
W cichym śnie, spocznij już. Bóg jest tuż, Bóg jest tuż.

Komendant śpiewał cichym głosem, potem bardziej donośnym. Gdy się skończyło zaczął jeszcze raz głośno śpiewać. Jeszcze dwie zwrotki zaśpiewaliśmy. Na koniec, jak w każdym naszym kręgu, powiedział głośno – czuwaj! Symbolika tego kręgu harcerskiego była wtedy wymowna, jak nigdy wcześniej. 

W trakcie spaceru szlakiem pomników, o którym wspominałem, nie udało nam się dojść do pomnika rotmistrza Pileckiego. Zawsze mówiliśmy, że następnym razem. Podczas tego ostatniego spotkania zlecił nam, byśmy pojechali pod ten pomnik. Tak też zrobiliśmy, pojechaliśmy we troje, zapaliliśmy tam znicz.

To było takie spełnienie ostatniej woli komendanta i nasze z Nim pożegnanie. 

Prezentowane zdjęcia autorstwa: Krzysztofa Juszczaka, Dariusza Wrzalskiego oraz z prywatnych zbiorów Krystyny Sikory. 

Reklama
Reklama

Ogłoszenia

ogłoszenia o pracę

Teksty płatne