![]() |
» Archiwalne numery ![]() |
Im bliżej końca robót prowadzonych przy instalacji świateł na skrzyżowaniu w okolicach kinoteatru, tym głośniej mówi się w Ostrzeszowie o tej inwestycji. Częściej niestety są to głosy krytyczne, wytykające mankamenty, błędy i zaniechania. Wydaje się, że powodem całego zamieszania jest fakt, iż inwestycja przeprowadzana jest na drogach należących do trzech właścicieli. Ulice: Daszyńskiego, Borek, Gorgolewskiego, jako ciąg tworzący drogę 449 podlegają Wielkopolskiemu Zarządowi Dróg Wojewódzkich w Poznaniu, Piastowska to z kolei droga powiatowa, zaś Piekary - miejska. Zgodnie z zasadami obowiązującymi w takich sytuacjach głównym inwestorem został WZDW i to on ogłaszał przetargi i czuwa nad realizacją zadania. Województwo dało też na inwestycję największe pieniądze - ponad 200 tys. zł, ale przecież nasze władze lokalne także przeznaczyły na ten cel znaczące kwoty (miasto - 140 tys. zł i 30 tys. zł na projekt, powiat - 70 tys. zł). Można by zatem przypuszczać, że współfinansując samorządy miały w tej sprawie coś do powiedzenia. Z przeprowadzonych rozmów wynika, że z takiej możliwości nie potrafiły w pełni skorzystać. Na czoło spraw zaniechanych wysuwa się brak prawoskrętu z ul. Piastowskiej. Wygląda na to, że ktoś postawił w tym miejscu czerwone światło. Dlaczego tak się stało, skoro od początku wszyscy mówili o potrzebie takiego rozwiązania? ![]() "Mogę tylko powiedzieć, że ktoś mówi o tym, że się mówi, tymczasem nie zostało to zapisane podczas uzgodnień - odpiera zarzut reprezentujący inwestora Ryszard Wasiela - kierownik Rejonu Oddziału Dróg Wojewódzkich w Ostrowie. Nie znam rozmów, które były prowadzone w Ostrzeszowie, po prostu prawoskręt nie został zaprojektowany. Taki plan został zaopiniowany przez odpowiednie służby, wysłany do nadzoru budowlanego i budujemy tak, jak w dokumentach. Prawoskręt może być zrobiony po wprowadzeniu zmian." Tu nasuwa się pytanie o projekt inwestycji. Projektantem wybranym przez inwestora (WZDW) jest poznańskie Biuro Inżynierii i Transportu. Koszt projektu to 30 tys. zł, którą to kwotę, zgodnie z ustaleniami przekazało MiG Ostrzeszów. "Projektant dostarczył nam gotowy projekt, lecz nie wgłębiając się w szczegóły, przekazaliśmy go do WZDW w Poznaniu - przyznaje wiceburmistrz Mariusz Witek. Możemy się uderzyć w pierś, że nie zwróciliśmy uwagi na brak w planach prawoskrętu, ale ufaliśmy, że mają nad tym pieczę sztaby fachowców. Przyjęliśmy jako pewnik, że jest dobrze. Projektant wystąpił o uzgodnienia do wszystkich zainteresowanych, m.in. do PZD. Wiem, że powiat napisał, iż należy zabezpieczyć miejsce na prawoskręt. Zabezpieczenie miejsca, a warunek wykonania tego, to dwie różne sprawy - konkluduje wiceburmistrz. Jeszcze inaczej ten problem widzi powiat: "Myśmy się o to wręcz kłócili - zapewnia starosta Lech Janicki. Zwiększenie kosztów jest przyczyną, dla której WZDW nie wyraził zgody na prawoskręt. Nie odważyłbym się z tego powodu storpedować całej inwestycji - mówi starosta, ale dodaje też, że uzyskał zapewnienie dyr. Wasieli, iż w następnych latach ten prawoskręt uwzględnią." W imieniu powiatu wypowiadała się również dyr. Powiatowego Zarządu Dróg - Anna Gieczewska: "Jest to inwestycja wojewódzka, powiat dołożył do niej 70 tys. zł. Złożyliśmy opinię do projektu, ale jej nie uwzględniono. Gmina płaci za projekt, to chyba ma coś do powiedzenia." Już z tych fragmentów wypowiedzi rysuje się jakiś obraz projektowych niedopatrzeń i zaniedbań. Nie brak także drobnych uszczypliwości pod adresem współinwestorów. A tak w ogóle nikt nie jest bez winy: Projektant, bo zlekceważył potrzebę zaprojektowania prawoskrętu z ul. Piastowskiej. Gmina, bo zbagatelizowała sprawę i nie sprawdziła projektu, za który zresztą płaciła. Powiat, bo niezbyt jednoznacznie dopominał się tej inwestycji, a poza tym zadysponował najmniejszy wkład finansowy, co mogło mieć znaczenie dla szukającego oszczędności wojewódzkiego inwestora. ![]() Można oczywiście mówić, że ten jeden prawoskręt nie ma aż takiego znaczenia dla płynności ruchu na tym skrzyżowaniu. Skoro tak, to dlaczego wszyscy współinwestorzy są zgodni, że za rok lub dwa trzeba będzie jednak dorobić ten prawoskręt. Tym bardziej że wzdłuż ul. Piastowskiej od strony przychodni jest pozostawiony szeroki pas zieleni, który w każdej chwili można zamienić na pas jezdni. A może wtedy za jednym zamachem wykonać też prawoskręt z ul. Piekary? Szkoda, że zabrakło determinacji, aby od razu zrobić coś bardziej pożytecznego i sensownego. Całe nieszczęście polega na tym, że na skrzyżowaniu są trzej właściciele dróg, bo jak widać, wcale nie świadczy to o potrójnej mocy inwestora. Brak prawoskrętów, to nie jedyny mankament zauważany w tej chwili na modernizowanym skrzyżowaniu. Jeden ze słupów przy ul. Borek postawiony został prosto w okno posesji. Przesunięcie jest podobno niemożliwe ze względu na znajdującą się pod chodnikiem rurę z gazem. Trochę trudno w to uwierzyć, że tylko w jednym punkcie (centralnie na wprost okna) można było ustawić ten słup. Z kolei inne dwa słupy utkwiły w środku chodnika przy kinoteatrze. Szpecą i zawadzają - tym bardziej, że tuż przy nich ktoś ustawił znaki drogowe. Teraz między słupami i znakami trzeba robić slalom gigant, by jakoś przedrzeć się do kina. Osoby poruszające się na wózku niech omijają ten chodnik. Co prawda padają zapewnienia, że znaki drogowe zostaną przestawione, ale kto wie, czy i na tę "inwestycję" nie będzie trzeba czekać rok. Termin realizacji skrzyżowania upływa 20 października, ale, jak zapewnia Adam Zawada - prezes firmy, która jest wykonawcą tego przedsięwzięcia, prace skończą się już wcześniej. Kiedy rozbłysną światła, będzie można z bliska ocenić plusy i minusy całej inwestycji. Niewątpliwie poprawi ona bezpieczeństwo kierowców i przechodniów, istnieje za to obawa, że zakłócona zostanie płynność przejazdu samochodów, a w godzinach szczytu, tak przed światłami, jak i na ulicach: Zamkowej i al. Wolności pojawią się sznury pojazdów. Może jednak jest to wizja nieuprawniona? Wszystko niebawem się wyjaśni. K. Juszczak |