![]() |
»   Archiwalne numery |
Większości z nas Święta Wielkanocne kojarzą się jednoznacznie pozytywnie. Niektórzy kojarzą jednak ten okres z wydarzeniami, które skutecznie psują atmosferę radosnego świętowania. W Giżycach jest to bowiem okres, kiedy uaktywniają się pseudomyśliwi. Treść niniejszego artykułu oparta została o relacje małżeństwa, od lat zamieszkującego w tej miejscowości. Na ich prośbę nie ujawniamy nazwiska, będą ukrywać się pod literą B. Do dziś wspominają, jak jednego roku po powrocie z wielkanocnej mszy świętej ujrzeli myśliwego wychodzącego z zarośli rosnących obok ich domu. Wyglądał na bardzo zadowolonego. Nic dziwnego, w końcu do paska przytroczone miał trofea w postaci kilku ustrzelonych chwilę wcześniej bażantów. Żadnego znaczenia nie miał dla niego fakt, że dla kogoś, kto dokarmiał je codziennie przez całą zimę, ptaki były niemal jak domownicy. Usłyszał co prawda wiele gorzkich słów pod swoim adresem, ale niewiele to dało. Zarówno on, jak i jego koledzy po fachu, kompletnie nie licząc się z opiniami mieszkańców, każdego roku robią dokładnie to samo. Z obserwacji pani B. wynika, że lekceważą przy tym zasady bezpieczeństwa i używają broni tuż obok budynków mieszkalnych. -Nigdy do tej pory nie widziałam myśliwych, żeby na naszym terenie cokolwiek wykładali zwierzętom. Natomiast kiedykolwiek ich widzimy, to zawsze ze strzelbami na polowaniu. Jej zdaniem, jeśli już zdarzy im się wyłożyć jakąś karmę, to tylko na pokaz. -To jest czysta fikcja. Przecież karmić trzeba codziennie. Oni zbierają splendory, bo dokarmiają, kiedy tymczasem rzeczywistość jest inna. Nie można zresztą wykluczyć, że wyłożenie pokarmu może służyć tylko i wyłącznie zwabieniu zwierzyny, którą ma się zamiar upolować. W Giżycach problem dotyczy ponoć nie tylko bażantów. Wyjątkowo ciężka zima dała się tam we znaki również sarnom, które w poszukiwaniu pożywienia zaczęły zbliżać się do domostw. Jedna z rodzin postanowiła im pomóc. Jakież było więc oburzenie jej członków, gdy pewnego ranka zobaczyli, że kilka sztuk w stadzie wyraźnie kuleje. Zostały postrzelone i to najprawdopodobniej w miejscu, gdzie spożywały wyłożoną im karmę. Pani B. nie ma wątpliwości, jak powinno się określić takie postępowanie. -To nie jest myśliwy, to jest bandzior. Nie dość, że im jeść nie dadzą, że 30-stopniowy mróz, to jeszcze mają czelność przyjechać i strzelać. Za tymi zwierzętami nie ma kto się ująć, są właściwie niczyje. Nasza rozmówczyni nie kryje krytycznego nastawienia do swego rodzaju histerii związanej z ptasią grypą. Według niej przesłania ona wszystkie inne problemy i zagrożenia wynijące z trudnej zimy. -Ciągle słyszę o ptasiej grypie, a czy ktoś pomyślał o tym, że ptaki padają z głodu? Tegoroczna Wielkanoc już za kilka dni. Czy w Giżycach znowu znajdą się chętni do "uczczenia" jej poprzez strzelanie do zwierząt, o które w ciągu ostatnich miesięcy dbał ktoś zupełnie inny? Trudno się łudzić, że tym razem będzie inaczej niż zwykle, ale zawsze warto liczyć na pozytywne zmiany. Ł. Śmiatacz |