Czas Ostrzeszowski

  » Czas Ostrzeszowski\2006 rok\Numer 04


  »   Archiwalne numery
  »   Ogłoszenia drobne
  »   Reklama
  »   Prenumerata elektroniczna





Zbuntowane myszki (bajka)

    Ułożoną przeze mnie bajkę poświęcam dzieciom - czytelnikom "Czasu Ostrzeszowskiego" w związku z obchodzonym niedawno Dniem Babci. Zachęcamy do kolorowania obrazków.


    Żyła sobie spokojnie mysia rodzinka - rodzice i dwóch małych synków. Jeden był posłuszny i roztropny, drugi wieczny buntownik. Pewnej nocy obudził brata i szepce mu do ucha: Słuchaj uważnie! Dość mam tego nudnego życia, chcę zwiedzić świat, przeżywać przygody. Idziemy?
    -Gdzie? Pyta roztropny braciszek.
    - W świat, już spakowałem plecaki.


    I poszli. Słonko grzało, świat był piękny. Na ślicznie ukwieconej łące najedli się ziarenek, popili rosą. Znużeni ułożyli się do snu. Jednak ta roztropna myszka jednym oczkiem czuwała, gdy braciszek ufnie spał. W pewnym momencie coś zasłoniło słoneczko. Myszka otwarła drugie oko i... o zgrozo! Olbrzymi jastrząb - myszołów dojrzał łup. Znieruchomiał w powietrzu, a następnie niczym kamień spadł na ziemię. Tu dopisało szczęście myszkom - obok miejsca, gdzie spały, kret wyrył sobie tunel z wyjściem na słonko. Roztropna myszka szarpnęła śpiącego brata i migiem schowały się głęboko w ziemi. Myszołów darł ze złości murawę. Odleciał bez smacznego łupu. Oszołomione myszy wyszły z kryjówki. Usłyszały z dala cichy terkot. Był to młyn wodny. Smakowity zapach mielonej pszeniczki rozchodził się dokoła. Myszki ruszyły do młyna. Niestety, drogę zagrodziła im rzeczka, której wody, spadając na olbrzymie koło, wprawiały w ruch kamienie młyńskie. Na brzegu w szuwarach siedziała żabka. To ona na liściu łopianu przewiozła myszki na drugi brzeg. Uradowane żwawo pobiegły do drzwi młyna, które były otwarte na oścież. Zaczęły ucztować. Potem zmęczone, ale syte weszły na wór mąki i smacznie zasnęły. Spokojny sen przerwał im wchodzący do młyna gospodarz. Dojrzał on ślady mysich łapek. Złapał leżącego sobie w słońcu na półce kota i wrzasnął:
    -Po co ja cię tu trzymam, darmozjadzie!? Myszy we młynie, a ty się wylegujesz!
    Obudzone myszki buchnęły za wór, skąd kot nie mógł ich wyciągnąć. Znudzony, znów ułożył się do snu. Myszy szybko wymknęły się z młyna tą samą drogą, tylko na grzbiecie uczynnego żółwika. W lesie, do którego weszły, było cudownie. Rosły tu jagody i całe mnóstwo poziomek. Nadal zachwycały się pięknem świata, leżąc sobie na kłodzie drzewa. Były jednak czujne. Gdy usłyszały jakiś szelest, spojrzały i omal nie zemdlały ze strachu. Z trawy wyłaniała się okropna, sycząca żmija. Była pewna, że nie umknie jej smaczny posiłek. Myszy jednak zaczęły uciekać. Gdzie się skryć przed tym potworem? Biegnąc, zobaczyły starą sosnę. Bez namysłu wspięły się na pień, lecz żmija bez trudu sunęła za nimi. I znów miały szczęście. Zobaczyły w drzewie otwór. Bez namysłu wpadły doń i zatrzasnęły drzwi za sobą. Żmija dobijała się, ale myszki mocno trzymały. Wreszcie zła żmija zeszła na dół. Była pewna, że myszki niedługo wytrzymają bez jedzenia. A myszki zaczęły się rozglądać po skrytce, która uratowała im życie. Pełno tam było orzechów. Nie spróbowały ich nawet, gdyż zapadły w sen. Były ogromnie zmęczone. Sen ich przerwało gwałtowne dobijanie się do drzwi. Myszy przerażone pytają: Kto tam? Z zewnątrz ktoś wrzasnął: Złodzieje! Przerażone myszki otwarły, a do środka wpadła zła wiewiórka.
    Myszki szybko zaczęły ją przepraszać. Opowiedziały jej, co je zmusiło do schowania się w dziupli, domku wiewiórki. Wiewiórka na to:


    -Chodźcie, żmija śpi pod sosną, czeka na was. Zaraz jej damy!
    Zaczęła zrywać szyszki z sosny i wszyscy troje zaczęli bombardować leżącą żmiję. Nie było rady, musiała uciekać. Myszki pożegnały się z wiewiórką i pod osłoną nocy zamierzały dotrzeć do rodzinnej wioski. Niestety, gdy tak cichutko przemykały przez las, coś zaszumiało im nad głowami, zahuczało tak, że serduszka im stanęły. Hu, hu! To leśna sowa, która świetnie widzi w nocy. Ledwie żywe, schowały się głęboko pod pień zwalonego drzewa. Tak dotrwały do rana. Gdy słoneczko wstało, wzięły się za łapki i co sił w nogach popędziły do swoich rodziców. Przyrzekły, że już nigdy więcej nie będą ich martwić. Świat jest piękny, ale pełen zasadzek i niespodzianek.

Pozdrawiam wszystkie dzieci.
babcia Basia z Jesiony
rys. M. Szmatuła


1994 - 2007 © Borkow

ostrzeszowski&r=ns.gif" tppabs="http://stat.4u.pl/cgi-bin/s.cgi?i=czasostrzeszowski&r=ns" width="1" height="1">